środa, 5 czerwca 2013

CHAPTER 4.3: "Nie dam się... trawie!"

Tłum Uczniów powoli wchodził wielką bramą na teren budynku Szkoły. Nie wyglądała na dużą, jednak pozory mylą. Większość lekcji odbywała się w Podziemnych Jaskiniach, które ciągnęły się pod Lasem.
Brunetka już nie odzywała się. Z zaciśniętymi z emocji wargami i lekko zmarszczonym czołem nerwowo rozglądała się wokół, starając się unikać błękitnych oczu Michała. Ciepło jego ręki przypominało siedmiolatce to, jak czuła się wtedy, gdy jeszcze z dogadywała się z mamą.
- Spójrz tam, Mario - chłopak pokazał jej wielkie drzwi, do których wszyscy dążyli. - Tam będzie uroczysta obiadokolacja i Ceremonia...
- Ceremonia...? Na czym będzie polegała?
- Zobaczysz - odparł tajemniczo się uśmiechając i torując im drogę pomiędzy tłumem.

***

Maria
- CO?!
- Spokojnie! - chłopak lekko się ode mnie odsunął z urażoną miną.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że wbiłam mu paznokcie w skórę.
- Przepraszam - mruknęłam i wstałam.
Zaczęłam nerwowo krążyć po przedziale. - Skąd wiesz, że nie jestem srebrnokrwista?
- Żaden srebrnokrwisty nie udźwignąłby takiej mocy...
- A więc może złotokrwosta...?
- Twoja matka nie była dżinką.
- To kim?! - krzyknęłam histerycznie. - Wybacz... - pokręciłam głową. - Tego... Jest, a nie była.
- W porządku. Jest - przewrócił oczami. - Nie mogę ci wyjawić...
Już go nie słuchałam. Skoro nie może to po co zaczyna temat?
Westchnęłam i wymaszerowałam z przedziału. Chciałam od niego odpocząć. Wiedziałam jednak, że nie jest to możliwe. Zaraz miała zacząć się uczta i Ceremonia.
Wyskoczyłam z pociągu. Mimowolnie wzięłam głęboki oddech. Tutaj powietrze zawsze pachniało wyjątkowo. Aromaty Lasu mieszały się z wyczuwalną magią Żywiołów i zapachami dolatującymi ze Szkolnej kuchni. Rozejrzałam się wokół uśmiechając się. Moment wysiadania z pociągu zawsze powodował napływ wspomnień z pierwszego przyjazdu.
Ruszyłam w stronę Szkoły, tym razem sama. Drzewa wokół mnie zdawały się machać mi na powitanie, ptaki śpiewać z radości na nasz widok a wiatr popychać w stronę budynku. Tłum toczył się powoli przez bramy. Wolnym krokiem maszerowałam przed siebie rozglądając się za Ericiem (w końcu miał moje rzeczy!).
Nagle pomiędzy drzewami dostrzegłam błysk. Mimowolnie zaczęłam się tam wpatrywać, przygotowując dłonie do charakterystycznego gestu wyzwalającego moc. Zdawało mi się, że powietrze wokół mnie lekko zgęstniało, przez gromadzącą się wokół magię. Powoli ruszyłam w stronę Lasu. Trawa jak zawsze oplatała mi kostki, tym razem jednak zdawała się próbować mnie zatrzymać. Nie dam się... trawie! - pomyślałam, brnąc dalej.
Po chwili między drzewami dostrzegłam jakby cień. Postać co chwila wyglądała zza roślin. Zastanawiałam się, czy mnie widzi, kiedy dotarłam do pierwszych drzew. Cicho zakradłam się, by podejść tego kogoś, kiedy...
- Co tu robisz? - usłyszałam tuż przy uchu.

***

Aurora
Tłum porwał mnie ze sobą. Równym, bardzo wolnym tempem przesuwaliśmy się w stronę bramy do Szkoły. Porastały ją kwiaty, siedziały na niej świergoczące ptaszki, a na przechodzących kapały drobne orzeźwiające kropelki. Kocham to miejsce. Jedyne, jakie znam, gdzie wszystko jest takie niezwykłe, magiczne, wyjątkowe i intrygujące. Nawet trawa, która owijała się wszystkim wokół kostek zdawała się być zaczarowana!
Nagle ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się w tamtą stronę napotykając czułe, czekoladowe oczy.
- Eric...? - zdziwiłam się. Ostatnio widzieliśmy się chyba pierwszego dnia podróży.
- Zapamiętałaś moje imię, Auroro - uśmiechnął się.
Ciepło jego ręki powodowało we mnie niesamowite wybuchy gorąca. Starając się trochę ogarnąć odwróciłam twarz z powrotem w stronę bramy. Patrzyłam uparcie w jeden punkt, starając się nie skupiać na chłopaku idącym tuż przy mnie.

***

Michał
Kiedy Maria wysiadła z pociągu, poczułem, że chce być sama. Nie lubię jej denerwować, więc ruszyłem prosto w tłum podążający do bramy. Spotkałem kilku kumpli z roku, jednak zamiast skupiać się na rozmowie rozglądałem się za szesnastoletnią brunetką. Kiedy kolejny raz Daniel zauważył moje rozkojarzenie, skupiłem się na więzi z Podopieczną na tyle, żeby móc rozmawiać w miarę normalnie. Czułem jej emocje. Zdawała się być podekscytowana. Zastanawiałem się, czy coś takiego mógł wywołać zwykły powrót do Szkoły...

***

Daniela
Otoczona rodziną brnęłam przez trawę w stronę Szkoły. Już nie mogłam doczekać się pierwszych zajęć!
Kacper miał lekko nieobecny wzrok, Irena wyglądała na wściekłą, Tina rozglądała się nerwowo wokół jakby czegoś się bała, a Marlena cały czas nadawała o swoim "takim strasznym" Opiekunie i szlabanie, który ją czekał. Wyglądało na to, że tak naprawdę to żadne z nich nie cieszyło się na powrót.
Kiedy przeszliśmy przez bramę zostaliśmy powitani odświeżającym delikatnym deszczykiem zaczarowanej wody. Kacper zamrugał powiekami i przez chwilę zdawał się zupełnie przytomny. Przez jedną, niezbyt długą chwilę. Zaraz złapał mnie za ramię, dysząc ciężko.
- Spokojnie, Kacper... Damy radę - szeptałam, próbując uspokoić brata, kiedy w końcu weszliśmy na hol Szkoły.

***

Maria
Wokół mnie magia kłębiła się niczym myśli w mojej głowie. Ktoś stał za mną. Bałam się odwrócić.
- Zobaczyłam błysk, chciałam zobaczyć co się tu dzieje - odparłam niepewnie.
Poczułam dotyk na ramionach i nagle opanowała mnie niewymowne zmęczenie. Zaczęłam nerwowo mrugać oczami, próbując odpędzić sen. Wzięłam głęboki oddech, gromadząc w sobie moc i wyobraziłam sobie, że intrygująca postać (ktokolwiek za mną stał) ląduje na jednej z niższych gałęzi pobliskiego drzewa.
Uścisk na ramionach osłabł, a senność zniknęła jak ręką odjął. Odwróciłam się energicznie i zobaczyłam siedzącą na gałęzi niewysoką blondynkę o jasnoniebieskim, inteligentnym spojrzeniu.
- Cześć - mruknęłam, lekko unosząc brew.
- Hej - odburknęła dziewczyna. - Możesz mnie stąd ściągnąć?
- Jasne - uśmiechnęłam się i już po chwili blondynka stała tuż obok mnie, na ziemi.
- Katherine - podała mi dumnie dłoń.
- Maria - odparłam, ściskając jej rękę.
Dziewczyna chwilę mi się przyglądała, po czym podeszła do jednego z drzew i dyskretnie zza niego wyjrzała na Polanę.
- Chodź - mruknęła i wyszła na trawę. - Wszyscy już weszli.

_____________________________

Stęskniliście się za mną chociaż trochę...?
Bo ja za Wami potwornie!
Ale jakoś nie mogłam z siebie nic sensownego wydusić...
Mam nadzieję, że ten rozdział choć trochę jest na poziomie poprzednich i Was nie zawiodłam...

Dedyczek dla moich stałych czytelniczek ;***
Dzięki Wam, kochane, mam siłę by tu wrócić <3

Buziaczki ;*
Wasza Cupcake.

[Edit: szczególna dedykacja dla LGB za stworzenie mi wyglądu bloga ;* ]

poniedziałek, 6 maja 2013

CHAPTER 4.2: "Jeżeli możnaby to wtedy nazwać opieką!"

Tłum powoli przesuwał się ku wejściu Szkoły. Na trawie dookoła majaczyły jasne plamki słońca, przedostające się jakimś cudem przez gęstwinę liści. Dżiny otaczał zapach leśnej świeżości i atmosfera podniecenia.
- Odpowiesz mi? - szepnęła siedmiolatka do chłopaka, którego dłoń wciąż ściskała.
- Wiesz... Czasem odczuwamy takie COŚ, co każe nam iść w jakimś konkretnym kierunku. Czasem zmysły nie wystarczą do prawdziwego poznania świata...
- Co masz na myśli...?
- Hm... Marysiu...
- Mario - poprawiła go dziewczynka szybko.
- Ym... Mario. No bo... Nie zawsze zmysły mówią prawdę. Czasem lubią kłamać, zwodzić. Wiesz, iluzje, złudzenia...
- Ale co to ma do mnie... i ciebie?
Siedemnastolatek uśmiechnął się.
- Wierzysz w przeznaczenie...?

***

Marlena
Wrzucam do walizki wszelkie drobiazgi. Muszę się pośpieszyć - w końcu tylko lamusy wysiadają z pociągu jako ostatnie, a ja do nich nie należę!
Schylam się po mały pierścionek - pierwszy prezent od Kacpra, kiedy słyszę podwójny gwizd... i coraz wolniejsze stukanie. Już?! - panikuję. Teraz wszystko ląduje w bagażu na chybił-trafił. Do momentu aż trafiam na... zużyty kondom. Zamykam oczy i oddycham głęboko, próbując sobie przypomnieć, czy uprawiałam z kimś seks w przedziale. Z przerażeniem odkrywam, że nie pamiętam czegoś takiego... Ale u Żaków była impreza i wszyscy trochę sobie popiliśmy i to nie był dobry pomysł (tak, słabe głowy dżinów...). Mam nadzieję tylko, że to jednak nie ja.
Otwieram okno, z obrzydzeniem rzucam prezerwatywę i zamykam...
- Hej! Co to miało być?! Szlaban, Marleno!!! - słyszę wytłumiony głos.
Niepewnie wyglądam na zewnątrz i widzę... mojego Opiekuna z gumką na czole.
Zamykam oczy i chcę się zapaść pod ziemię. Taka wpadka a jeszcze nawet nie zaczął się Rok! Nawet nie wysiadłam z pociągu a tu... szlaban.

***

Fabian
Wrzuciłem swoje rzeczy do wora i wyszedłem na korytarz. Wypatrywałem dziewczyny, która sprawia mi tyle radości swoim dotykiem. Ona jednak widocznie się gdzieś schowała... Musiałem ją znaleźć! Bo przecież... nie zapadła się pod ziemię, nie?
Rozglądałem się, kiedy mój wzrok padł na wysoką czarnoskórą dziewczynę. Uśmiechała się do jakiejś rudej, z którą rozmawiała. Jakimś cudem nigdy jej tu wcześniej nie widziałem.
Nonszalancko podszedłem do dżinek i uśmiechnąłem się zalotnie.
- No siemanko, panienki. Co tam?
- Cześć - unosząc brew powiedziała ciemna. - W porządku. Ym... kim jesteś?
Odchrząknąłem.
- Fabian Rufus Girda, złotokrwisty potomek tego Girda od badania Kwarców, Ogień to mój Żywioł, lubię ostro! - wyszczerzyłem się do dziewczyn.
Czarnooka zjechała mnie wzrokiem.
- Evelyn Whitney Royal, złotokrwista mająca cię gdzieś głęboko, Tajemnica Ciała - odparła, przewracając intrygującymi oczami. - Jas, przedstaw się...
- Jasmine Łucja Lesure, srebrnokrwista, również Ogień.
- Wolisz szybko i ostro czy...
- ... chcesz by mój but znalazł się w twoim tyłku? Nie? To zjeżdżaj - prychnęła na mnie wyższa.
Uniosłem dłonie w geście poddania i powoli zacząłem się cofać, wciąż patrząc w najciemniejsze tęczówki na jakie w życiu się natknąłem.
Stwierdziłem, że muszę ją bliżej poznać. Cokolwiek bym nie musiał zrobić z tego powodu, z czegokolwiek musiałbym zrezygnować.
Muszę ją mieć.

***

Kacper

Ciężko było iść. Wszystko we mnie się trzęsło i... zawodziła mnie pamięć. Coraz mniej pamiętałem, jakby ktoś mi ją uszkodził lub zmodyfikował. Tylko po co? Kto?
Nie pamiętam.

Pakowałem się powoli. Tym razem nie nazwą mnie lamusem nawet gdybym wyszedł ostatni. Wszystko przez coś, co mi się zdarzyło. Tyle, że nie mam pojęcia w sumie co się stało. Nie pamiętam. Wiem od Marlenki tyle, że znalazła mnie na korytarzu pociągu, przed kawiarenką. Dlaczego tam leżałem? Skąd się tam wziąłem...?
Obok mnie do walizki wrzucała rzeczy Daniela. Zerkała na mnie co chwilę, jakby upewniając się, czy nie padam, nie mdleję. Uśmiechnąłem się do niej pokrzepiająco, wrzucając jakiś sweter na wierzch bagażu.
Nagle bardzo zakręciło mi się w głowie i usłyszałem: "On wie dokładnie po co jest". Zacząłem się zastanawiać o co chodzi. Złapałem się oparcia, bo przed oczami zaczęły mi tańczyć mroczki.
- Kacper, wszystko okej...? - zapytała zaniepokojona Dana, łapiąc mnie za ramię.
- Wszystko... w... jak naaa... naaajlepszy... szy... szym... porządk... porzą... porządku... - wydyszałem.
- Nie kłam - warknęła.
Po raz pierwszy słyszałem, żeby moja siostra odezwała się takim tonem. Zdezorientowany, puściłem się oparcia i... zacząłem tracić równowagę. Poczułem, jak Daniela mnie łapie a potem... potem już było tylko strasznie głucho, ciemno i nieprzyjemnie.

***

Maria

On wie dokładnie po co jest...
O co w tym chodzi? - zachodziłam w głowę. Michał, jak za pierwszym razem gdy szłam do Szkoły trzymał pewnie moją rękę. Pomyśleć, że było to już dziewięć lat temu...
- Michał - szepnęłam. - Czy powiesz mi teraz... Czy odpowiesz mi na pytanie sprzed tych kilku lat...?
- Jakie...? - spojrzał na mnie niepewnie.
- Dlaczego ja? - uśmiechnęłam się do niego ciepło. - Dlaczego ktoś taki jak ty wszedł do mojego przedziału tamtego dnia? Dlaczego ktoś taki jak ty jest przy mnie? Dlaczego ktoś taki... został moim Opiekunem...? Czy ja... czy ja na to wogóle zasłużyłam?
Michał milczał. Kątem oka widziałam kpiący uśmieszek Erica, który ciągnął swój i mój bagaż. Waliza mojego Opiekuna została zabrana przez jego kolegę ze Studiów.
- Michał...? - zachęciłam chłopaka do rozmowy.
- Maria... Teraz? Mamy chyba większy problem na głowie...
Zatrzymałam się gwałtownie i pociągnęłam bruneta za rękę.
- Zaraz dojdziemy! Anglik, zanieś moje rzeczy! Dzięki! - krzyknęłam za blondynem i wepchnęłam Michała do przedziału.
- Teraz opowiesz mi wszystko - powiedziałam wolno i wyraźnie.
- Pociąg odjedzie i...
- Odpowiadaj na pytania albo sama wejdę do twojego umysłu.
- Okej! - odpowiedział, lekko wystraszony.
Opadłam na siedzenie obok niego i oparłam mu głowę na ramieniu.
- Przepraszam... Ja po prostu... Tylko...
Chłopak odwrócił w moją stronę twarz, a ja... pocałowałam go.

***

Michał

Maria delikatnie muskała moje wargi swoimi. Odsunałem się powoli. Nie chodzi o to, że mi się nie podobało, ale... jestem jej Opiekunem i nie powinniśmy.
Dziewczyna spłonęła rumieńcem.
- Przepraszam... Naprawdę... Nie wiem co we mnie wstąpiło... - tłumaczyła się nerwowo. Odwróciła wzrok i cichutko westchnęła. - To tego... Możesz mi odpowiedzieć?
- Bo tak jak ty jestem inny - odparłem z zamkniętymi oczami.
- W jakim sensie...?
- Moją matką była dżinka. Nic nadzwyczajnego. Jej Żywiołem było Powietrze. Kochała czuć wiatr we włosach - uśmiechnąłem się do wspomnień napływających mi do głowy. - Ojcem z kolei jakiś łajdak. Zostawił matkę zaraz po wiadomości o ciąży... Ale wiem już dlaczego.
- Dlaczego...? - zapytała, zwracając swoje piękne oczy ku mnie.
- Na którejś Formacji mieliśmy o dziedziczeniu genu dżina. Nasz Gatunek nie krzyżuje się z żadnym innym, tylko z neutralnym człowiekiem. Mój ojciec jednak nie był człowiekiem... - wpatrywała się we mnie jak w obrazek, co wywołało uśmiech na mojej twarzy.
- Kim był...?
- Był czarodziejem - przymknąłem oczy, przypominając sobie jedną z lekcji.

- Wiecie dlaczego nie krzyżujemy się z czarodziejami?
Mały, pulchny Filipek podniósł rękę. Nauczyciel skinął na niego, a ten zaczął mówić:
- Cudowna Natura i wszelkoe Żywioły chcą chronić Życie. Gdyby połączyć gamety czarodzieja i dżina mógłby powstać jakiś mutant, chcący zniszczyć naszą planetę! - uśmiechnął się, po czym kontynuował. - Z pewnością jednak, a przynajmniej tak twierdzą nasi uczeni, opiekowałby się więcej niż jednym Żywiołem... jeżeli możnaby to wtedy nazwać opieką!

Tamtego dnia zdałem sobie sprawę... Nie. Już od dawna wiedziałem, że nie jestem normalny. Tajemnica Ciała i Umysłu połączona w jednym dżinie. To przecież jest dziwactwo!
Westchnąłem i mówiłem dalej.
- Uciekł, bo bał się, żeby to nie wyszło na jaw. Nie chciał żeby dżiny dowiedziały się, że jest to możliwe... A jednak jest. W sumie... był bardzo mądrym i odpowiedzialnym człowiekiem. Szkoda, że nie dane było mi go poznać...
Maria objęła mnie, kiedy poczułem, że spod zaciśniętych powiek toczą się łzy. Nagle zdałem sobie sprawę z tego, jak ciężko o tym mówić, jak głęboko to we mnie siedzi. Nigdy przed nikim się tak nie otworzyłem jak przed moją Podopieczną.
- Wiesz... Każdy dżin w dniu ukończenia Szkoły daje krew do Badań.
- Żeby wszystko w papierach się zgadzało...?
- Tak. Poza tym w dokumencie tożsamości muszą to zaznaczyć. Więc... Pamiętam to bardzo dobrze. Ostatni dzień Szkoły, wszyscy z Rocznika ruszyliśmy do Laboratorium. Byłem jednym z pierwszych w kolejce. Moja krew była inna niż wszystkich. Badali ją bardzo długo. Pamiętasz, chodziłem wtedy strasznie smutny...
-... i nie dawałeś mi się pocieszyć - dopowiedziała.
- Tak - pokiwałem głową. - Zaprosili mnie do Gabinetu Wodza. Posadzili na twardym krześle i wtedy właśnie powiedzieli, że jeszcze nie było takiego dżina jak ja, że moim ojcem jest czarodziej i, że musieli nazwać jakoś mój status. Przy badaniach kolor mojej krwi zamiast pozostać brunatny (lub czerwony, jak kto woli), czy zmienić się na złoty lub srebrny stał się... perłowy. Stąd właśnie nazwa mojego statusu.
- Nie zdawałeś sobie sprawy z tego przez... wiele lat - szepnęła, wtulając się we mnie mocniej.
- Tak jak i ty - mruknąłem. - Twoja matka nie jest człowiekiem.
- CO?!
__________________________

Sorka, jeżeli napisałam jakieś głupoty - to efekt nocowania u koleżanki (pozdrowionka, Sara, jeżeli to przeczytasz!) i zamulania caaaaały długi weekend, który dla mnie nadal trwa! Łiiiii ^^

Pozdro wszystkim, którzy muszą już chodzić do szkoły/na wykłady, studia czy ci tam jeszcze ;***

Rozdział dedykowany:
· niecierpliwej, pomysłowej dżince Kath o niesamowitej wyobraźni
· turystce Oli (Alexie), by nie zanudziła się w Krakowie
· słodzącej mi Eveline Dee, w podziekowaniu za wszelkie miłe słowa
· Hermioniji, za wesołe rozmowy
· LGB, za przywiezienie mi moich rzeczy i pomoc przy zjedzeniu lodów xD
· wszystkim pozostałym, których mam w pamięci, ale nie chcę zbyt rozwlekać dedyka i tym, którzy to czytają, komentują bądź też nie komentują xD

Słoneczka Wam życzę!
I niech Alladyn czuwa nad Wami hiehiehie ;***
Wasza Cupcake.

PS Bądźcie dumni! Jest (chyba) dłuższy niż zwykle ;3

czwartek, 2 maja 2013

CHAPTER 4.1: "On wie dokładnie po co jest."

Pociąg stanął a mała siedmiolatka, ściskająca dłoń siedemnastolatka, ruszyła pred siebie. Tłum rozkrzyczanych dżinów wypadł z pojazdu na trawę otaczającą niezbyt wysoki budynek Szkoły. Brunetka łapczywie chłonęła wzrokiem widok zieleni drzew, krzewów i innych roślinek. Miała wrażenie, że znalazła się w bajkowym zaczarowanym lesie i zaraz zza drzew wybiegną krasnoludki, albo wyhasa mały jednorożec. To jednak się nie stało, a Uczniowie ruszyli zwartą grupą w stronę centrum polanki i budynku.
- To jest nasza Szkoła - szepnął wysoki chłopak. - Ja uczę się już na VI Formacji. Niedługo zacznę już Studia - dodał z uśmiechem.
Dziewczynka spłonęła rumieńcem. Wiedziała, że jest starszy, ale nie że aż tak.
- Dlaczego akurat ja...? - pisnęła nagle.
- Co ty...? - zapytał, nie rozumiejąc słów brunetki.
- Dlaczego wszedłeś do mojego przedziału, zapoznałeś się ze mną, trzymasz mnie za rękę i właśnie ze mną rozmawiasz...?

***

Maria

Obudził mnie gwizd. Leżałam skulona na siedzeniu w przedziale. Naprzeciwko mnie rozsiadł się Eric z dziwnym uśmieszkiem błądzącym mu po ustach, czekoladowe oczy błyszczały, a ja zastanawiałam się co mu znowu strzeliło do łba. Po drodze kilkakrotnie graliśmy z przypadkowymi dżinami i dżinkami, których akurat udało mu się zgarnąć czy to z korytarzy czy z kawiarenki w różne dziwne gry, wymyślane przez niego samego.
- Co, Anglik, masz ochotę znów w coś pograć...?
- Czemu pytasz?
- Tak patrzysz... figlarnie - palnęłam, nie mogąc znaleźć lepszego słowa.
- Figlarnie...? Tak, mam ochotę pograć. Ale w nic z tych dotychczasowych zabaw. Pragnę czegoś innego. Czego wiem, że nie dostanę. Nawet nie będę prosił. Kiedyś sam to zdobędę a tymczasem lepiej zbieraj się, zaraz będziemy pod Szkołą, na waszej słynnej Polanie - powiedział szybko.
Zamrugałam, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- No, zbieraj się. Ja już dawno mam wszystko popakowane, a twoje rzeczy walają się po całym przedziale - mruknął ni z tego ni z owego zza siebie wyciągając moje różowe bokserki. - No właśnie o tym mówię - parsknął śmiechem, zapewne na widok mojej miny.
Czułam jak rumieniec powoli wpełza na moją twarz. Żeby zamaskować speszenie schyliłam się po jakiś T-Shirt leżący w przejściu. Zwinęłam koszulkę i wrzuciłam do otwartej walizki. Szybko zebrałam resztę rzeczy i rzuciłam niedbale do bagażu. Kiedy kręciłam się po przedziale, rozglądając się, czy czegoś nie pominęłam, poczułam dłonie na talii. Odwróciłam się energicznie, żeby zobaczyć kto mnie trzyma i natknęłam się na ciepłe, czekoladowe spojrzenie.
- Uważaj - owionął mnie jego ciepły, lekko miętowy oddech. Uśmiechałsię delikatnie, wciąż mnie trzymając.
Nie wiem ile tak staliśmy. Jego dłonie trzymały mnie lekko, mogłabym się wyplątać, ale... nie czułam potrzeby. Było mi dobrze. Oparł czoło o moje czoło. Ciepłe spojrzenie przewiercało mnie. Serce zaczęło bić mi dziwnie szybko, oddech również przyspieszył. Nasze nosy się zetknęły.
- Nie - mruknęłam, próbując się od niego odsunąć. - Eric, przestań.
Chłopak jednak nic nie zrobił sobie z moich słów. Jego usta niebezpiecznie zbliżały się do moich warg.
- Rozebrali mi składaka, rozebrali mi składaka, rozebrali mi składaka i uciekli na bosaka...
Spłonęłam rumieńcem po raz kolejny.
- Przepraszam, to mój... - wyplątałam się z jego objęcia i ruszyłam na poszukiwania komórki.
- ...zobaczyłem jakieś zdziry. Zaje***** im składaki...- darł się dalej.
Po chwili znalazłam aparacik wciśnięty między szkolne podręczniki. Na ekraniku wyświetlało się "MAMA".
- Tak...? - odebrałam.
- Platyno!
Usuną Perłę z drogi,
Zabiorą uśmiech,
Otoczą mgłą trwogi,
Pozbawią uciech.
Czystość zachować nakażą,
Powiodą swoimi drogami,
Za zniewagi ukarzą,
Póki Czekolada nie omami.
Ciepły brąz owładnie,
Więzy opadną na jeden gest,
On wie dokładnie
Po co jest.

***

Tina

Fabian siedział naprzeciwko mnie i cały czas miał półprzymknięte powieki. Wciąż klęczałam przed nim z wyciągniętymi przed siebie rękoma.
- No, Żak. Ostatni raz! - mruknął, lekko kopiąc mnie w kolano.
Wyciągnęłam dłoń i dotknęłam jego nogi, przez co zaczęły przechodzić go dreszcze rozkoszy. Po chwili zauważyłam na twarzy wyraz rozmarzenia na jego twarzy - oznakę, że już zaczęły nawiedzać go haluzynacje, wizje lafirynd.
Tak, to właśnie moja Zdolność. Tworzenie złudzeń. Przydatne... czasami.
Rozległ się gwizd. Niedługo będziemy na miejscy. Przerwałam zwodzenie rudzielca. Wizja urwała się z opóźnieniem, a dreszcze rozchodziły się jeszcze chwilę.
- Fabian, ja już idę - dźwignęłam się ostrożnie na nogi. - Zaraz dojedziemy, muszę się spakować...
Kiwnął głową w amoku i, wciąż z półprzymkniętymi powiekami, powoli wstał i ruszył za mną.
Szybko przebyłam drogę dzielącą mnie do mojego przedziału. Tak, spędziłam praktycznie całą drogę z Fabianem.

***

Marlena

Kacper z każdą chwilą wyglądał coraz lepiej.
Rozległ się charakterystyczny gwizd, symbolizujący małą odległość od Szkoły.
- No, Kacperku, będziemy wstawać.
- Dobra - odpowiada i dźwiga się na siedzeniu. Ostrożnie przesuwa się ku krawędzi i nakłada buty. - Idę do siebie się spakować. Do zobaczenia!

***

Michał

Od mojej Podopiecznej zacząłem odczuwać dziwne wibracje. Jakby coś się stało, coś ją zdziwiło lub wystraszyło.
Szybko rzuciłem swoje rzeczy do bagażu i wybiegłem, szukając Marii. Jej emocje stawały się coraz wyraźniejsze. Czułem jak zdumienie przechodzi przez niezrozumienie w strach.
Wpadłem do jej przedziału. Stała z telefonem w prawej ręce, podparta o dość wysokiego blondyna o brązowych oczach.
- Michał... telefon... PRZECZYTAJ MI MYŚLI - powiedziała ciężko dysząc.
Posadziłem ją obok siebie na kanapie i chwyciłem za rękę. Naprzeciwko nas usiadł blady Eric.
Owszem, mógłbym przeczytać myśli na odległość, ale wymagałoby to więcej Mocy, a w takim stanie w jakim była moja Podopieczna zawsze lepiej czuć z kimś kontakt. A tak poza tym wszystkim... lubię trzymać ją za rękę.
- Jedziesz - mruknęła.
Powoli wniknąłem w jej myśli.
Od razu uderzył we mnie jej przeraźliwy strach, szok, niezrozumienie. Po chwili doszedł mnie głuchy głos: "Platyno!
Usuną Perłę z drogi,
Zabiorą uśmiech,
Otoczą mgłą trwogi,
Pozbawią uciech.
Czystość zachować nakażą,
Powiodą swoimi drogami,
Za zniewagi ukarzą,
Póki Czekolada nie omami.
Ciepły brąz owładnie,
Więzy opadną na jeden gest,
On wie dokładnie
Po co jest."

________________________

Tum dum! Nowy rozdział! Bam! :D
Sorka za brak formatowania - coś mi na telefonie się przestawiło. Jak będę miała chwilę to może poprawię ;)

Podobało się? Co myślicie...?

Komentuuujcie, proszę ;>

Pozdrawiam cieplusio ;***

Wasza Cupcake.

środa, 24 kwietnia 2013

CHAPTER 3.3: "Jednak wcale nie jesteś aż taki zły..."

Pociąg jechał, a siedmiolatka wciąż siedziała sama w przedziale.
Minęło kilka dni, krajobrazy co raz to się zmieniały.
- Jeden dzień do celu! - z zamyślenia wyrwał dziewczynkę głos, który rozległ się w całym pojeździe.
Nagle poczuła potrzebę ruchu. Wstała i zaczęła krążyć po przedziale, jednak to jej nie wystarczało. Niepewnym krokiem ruszyła do drzwi i wyszła na korytarz. Na swojej drodze nie widziała żadnego z niemiłego rodzeństwa, więc trochę pewniej zaczęła iść. Nie wiedziała gdzie idzie. Nie chciała wiedzieć. Wystarczało jej, że się porusza.
- Czy pani nie zabłądziła...? - zatrzymał ją wysoki rudzielec.
Siedmiolatka spłonęła rumieńcem, obróciła się na pięcie i pobiegła przed siebie. Ledwo udało jej się uniknąć ciosu otwieranymi gdzieś w pociągu drzwiami.
Kiedy tylko dopadła swojego przedziału opadła na siedzenie i, ciężko dysząc, postanowiła nie wychodzić już stamtąd aż do dojazdu do celu.

Minął jakiś czas, dziewczynka przysnęła z policzkiem przyciśniętym do szyby. W przedziale rozległo się pukanie. Kiedy nikt nie odpowiadał zaczęło się szarpanie za klamkę. Mała, zaspana, powoli zaczęła rozchylać powieki. Przed jej oczami rozmazane plamy ułożyły się po chwili w twarz chłopaka.
- Cześć - powiedział. - Jestem Michał. A ty...?
- Maria - pisnęła.

***

Kacper

Moje powieki były takie ciężkie... Nie mogłem ich podnieść. Nie miałem pojęcia co się wokół mnie dzieje... było kompletnie cicho. Zbyt cicho. Pociąg przecież słychać jak jedzie! - pomyślałem.
Całe moje ciało było jakby skamieniałe. Ciekawe, czy tak właśnie czują się ludzie sparaliżowani... Czy przeżywają na codzień to, co ja teraz.
Moje myśli zaczęły krążyć wokół tych biednych ludzi. Przypomniałem sobie nagle jak w wakacje, może rok może dwa temu, na ulicy spotkaliśmy leżącego na chodniku faceta.

Nie ruszał się, a na słowa reagował tylko powiekami i oczami. Irena ze śmiechem wtedy go opluła i popatrzyła na mnie wyczekująco. Chciała, żebym zrobił to samo. Ja jednak zamiast powtórzyć czynność po siostrze wziąłem mężczyznę na ręce i przeniosłem kawałek dalej. Blondynka patrzyła na mnie jak sroka w gnat a Dana dzwoniła po pogotowie. Tinka z kolei tylko śmiała się z całej sytuacji i każdemu po kolei dogryzała... Pamiętam słowa, które wtedy powiedziała do mnie Daniela, jakby było to dziś:
- Jednak wcale nie jesteś aż taki zły...

Zaczęły mnie szczypać oczy. Nadal jednak nie mogłem rozchylić powiek. Były jak z ołowiu.
Leżałem tak nie wiem jak długo, a obraz sparaliżowanego mężczyzny ciągle do mnie powracała... Zdałem sobie nagle sprawę z tego, że bardzo rzadko komukolwiek pomagałem... Że byłem niemiły, chamski, że gardziłem innymi...
Poczułem nagle, że ktoś mną potrząsa. POCZUŁEM!!!
Siła w ciele powoli zaczęła powracać. Powieki dały się ruszyć i zacząłem słyszeć.
- Kacper, nie wygłupiaj się, noooo!
Oczy powoli przyzwyczajały się do bycia otwartymi. Świat był jeszcze bardzo zamazany, ale już mogłem rozpoznać, kto mnie tak szarpie. Blond czupryna była dosłownie wszędzie.
Niepewnie otworzyłem usta, chcąc coś powiedzieć Marlence, jednak nic się z nich nie wydobyło. Żaden dźwięk.
- Chodź, pomogę ci... Wstawaj... Pójdziemy do pielęgniarki...
Pokręciłem głową. Chciałem trafić do swojego przedziału i się położyć. Tylko jak, nie używając słów mam to przekazać blondynce...?

***

Daniela

Pociąg jechał a ja nadal siedziałam w cudzym przedziale. Nagle drzwi się otworzyły i... zobaczyłam w nich Marię i Michała.
- Ym... Cześć - powiedziałam niepewnie.
Brunetka wytrzeszczyła swoje chabrowe oczy i cofnęła się o krok, wpadając na tors swojego Opiekuna.
- Co... co ty tu robisz? Co robisz wśród moich rzeczy?! CZY TY PRÓBUJESZ ZROBIĆ MI JAKIŚ CHAMSKI DOWCIP?!
- Maria, uspokój się... - Michał położył jej dłonie na ramionach i lekko przymknął powieki. Ona z kolei odetchnęła głęboko i z cichutkim "dzięki" usiadła ostrożnie w przedziale.
- Idź, Michał. Potem pogadamy - szepnęła jeszcze.
Kiedy drzwi zamknęły się za chłopakiem poczułam się nieswojo. Chabrowe oczy dżinki błyszczały złowieszczo, jednak jej głos był spokojny i opanowany.
- Powiedz mi więc... Co złotokrwista Daniela Żak robi w przedziale Szmaciary o niejasnym pochodzeniu...? Czym sobie zasłużyłam na tę wizytę?

***

Michał

Od Marii biły strasznie silne, negatywne emocje. Trochę ją ukoiłem (jedna z moich Zdolności), a potem kazała mi wyjść. Nie wiedziałem co robić. Jeżeli bym został zaraz i mi by się oberwało. Jednak zostawiając je sam na sam ryzykuję życie dwóch Uczennic a także całego pociągu. Nikt nie wie jak wielka Moc drzemie w tym drobnym ciałku brunetki.
Powoli szedłem korytarzem pociągu wciąż starając się wzmocnić kontakt telepatyczny z Podopieczną, jednak ona uparcie wyrzucała mnie ze swoich myśli.
Usiadłem przy stoliku w kawiarence, wciąż próbując wejść do umysłu Marii.
Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że coś mi nie pasuje... Zerwałem się z miejsca i stanąłem w drzwiach kawiarenki. Na podłodze nie leżał już Kacper... Korytarz był całkowicie pusty.

***

Aurora

Michał z nieobecnym spojrzeniem wszedł do kawiarni i usiadł przy pobliskim stoliku. Po chwili jednak zerwał się z miejsca i wybiegł z pomieszczenia jak wariat.
Piłam powoli moją colę, cały czas przyglądając się gościom kawiarenki.
W pewnym momencie do środka wtargnęła Irena i dzikim wzrokiem wodziła po tłumie. Pewnym, energicznym krokiem szła w moją stronę. Moje serce zaczęło bić niesamowicie szybko. Pod stołem złączyłam wszystkie palce i pionowo ustawiłam z nich coś na kształt klepsydry. Wtedy Irena zatrzymała się dwa stoliki ode mnie, jednemu z Uczniów wypadająca filiżanka zatrzymała się kilka centymetrów od ziemi, a jakiejś dżince kawałek ciasta zatrzymał się w powietrzu, mały kawałek od jej otwartych ust.
Kolejny raz się udało. Zatrzymałam czas. Nikomu o tym nie mówiłam, wolałam, żeby pozostało to tajemnicą. Wiedziałam, że tym razem mi się to nie uda tak łatwo.
Zaczęłam powoli przechadzać się między klientami i pracownikami lekko dotykając po kolei skroni każdego z nich. Tak, modyfikowałam im pamięć. Takie "mnie tu nie było".

***

Maria

Kiedy zobaczyłam Danielę w swoim przedziale wpadłam w panikę pomieszaną ze strachem i gniewem. Nie miałam pojęcia, co ona tam robi. Postanowiłam z nią porozmawiać. Wścibski Michał próbował złamać blokady mojego umysłu, ale co chwila go stamtąd wyrzucałam.
- Więc...? - zapytałam, unosząc prawą brew.
Szatynka nerwowo rozglądała się wokół.
- Ja nic złego nie zrobiłam... Chciałam pobyć sama i wpadłam akurat tutaj i... - w jej oczach dostrzegłam łzy.
- Spokojnie... Nie płacz. Dlaczego chciałaś być sama...?
- Bo... tak potrzebowałam chwili dla siebie. U mas wiecznie jest zbyt wesoło...
Słowa dżinki przerwało wejście mojego kolegi z przedziału. W oczach dziewczyny dostrzegłam niedowierzanie.
- O, panienka od Pottera - uśmiechnął się Eric. - Kumplujecie się? - zwrócił się do mnie. Kiedy nie odpowiedziałam uniósł wysoko brew. - Super. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko mojej obecności - błyskając białymi zębami usiadł obok szatynki.
Wstałam i przesiadłam się bliżej okna.
To dopiero pierwszy dzień podróży - pomyślałam, kiedy poczułam, że odpływam myślami.

***

Tina

Odepchnęłam od siebie chłopaka. Miał ognistorude włosy i głębokie, brązowe oczy. Na nosie dało się zauważyć trochę piegów. Od razu było widać, że nie jest złotokrwisty.
- Czego ty...?!
- Witaj Tina! - przerwał mi i uśmiechnął się. - Nazywam się Fabian. Na pewno mnie kojarzysz... - kiedy spojrzałam na niego jak na skończonego idiotę błysnął niezwykle białymi zębami. - Pamiętasz imprezę w wakacje u Gabriela? To ze mną właśnie wtedy w sypia...
- Zamknij się! - warknęłam i ruszyłam przed siebie.
Boże, jaka ja byłam wtedy głupia... Ale to wszystko przez to, ile wypiłam... I że w ogóle wypiłam. Dżiny mają bardzo "słabe głowy".
Ktoś złapał mnie za rękę.
- Dziś to powtórzymy, mała - mruknął i pociągnął mnie do najbliższego przedziału.
Nie mogłam nawet krzyknąć.

***

Kacper

Minęło kilka dni. Wciąż ledwo się ruszałem.
- Kacperku... Ale jak to się stało, że ty tam tak na tej podłodze leżałeś?
- Nie wiem, Marlenko - wydusiłem z siebie.
Blondynka siedziała przy mnie dzień i noc. Karmiła mnie, prowadziła do toalety... Zależało jej na mnie - odkryłem ze zdziwieniem
- Uwaga! Komunikat! Już dziś dotrzemy do celu! - rozległo się z głośników i wywołało błogi uśmiech na ustach dżinki.

___________________________________

A oto i ostatnia część trzeciego chaptera ^^
Maam nadzieję, że przyadnie Wam do gustu ;>

Co do Tinki... Jakoś miałam ochotę coś takiego jej wywinąć xD
A co do reszty... Jakoś tak wszystko wyszło ;3

A jak Wam się podoba? Komentujcie, kochani! To nie gryzie <3

Pozdrawiam Was serdecznie i słonecznie ;*

Wasza Cupcake.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Chapter 3.2: "Powiedz, że mnie nie zostawisz. Nigdy"

Widoki za oknem szybko się zmieniały. Siedmiolatka nie miała możliwości przyjrzenia się im dokładniej. Co jakiś czas pociąg się zatrzymywał. Dziewczynka słyszała wychodzących na korytarze pasażerów, którzy radośnie witali innych. Sama nie ruszała się z przedziału. Nie miała do kogo.
Co jakiś czas z jej wielkich oczu toczyły się łzy, które jak najszybciej ścierała wierzchem dłoni. Nie lubiła okazywać słabości. Zawsze była uważana za tą dominującą, jednak od kiedy poznała sekrety ojca coś się w niej złamało. Całe jej dotychczasowe życie straciło sens.
Siedmiolatka nagle wydawała się bardzo dojrzała psychicznie. Chabrowe oczy przyglądały się wszystkiemu z uwagą i niesamowitym skupieniem. Myśli dziewczynki zamiast jak jej rówieśnic krążyć wokół zabaw, lalek i temu podobnych obracały się wśród rozważań nad sensem życia czy nadrzędnymi wartościami.
Cała sytuacja z nieobecnym ojcem i oszukującą matką wywarła na brunetce piętno. Od tamtego momentu na zawsze będzie ciężko jej komukolwiek zaufać, a gdyby ktoś jej zaufanie stracił raczej nie powinien liczyć na jego odzyskanie.

***

Tina

Przewróciłam oczami. Teraz do pociągu wtargnie okoliczny plebs. Coraz mniej było możliwości spotkania Złotych w tym kraju. Dżiny się zanadto rozhulały... - pomyślałam z wrednym uśmieszkiem.
- Ty, patrz gdzie leziesz! - warknął do mnie jakiś wchodzący rudzielec.
Fuknęłam i odepchnęłam chłopaka na jakieś Srebrne dziewczyny. Cała grupka popatrzyła na mnie wściekłym wzrokiem. Zaśmiałam się i już miałam ruszać przed siebie, kiedy ktoś złapał mnie za przegub, okręcił do tyłu i... pocałował.

***

Aurora

Czekoladowe oczy błyszczały wesoło, gdy chłopak się na mnie patrzył. Czułam, że płoną mi policzki za każdym razem, gdy tylko na mnie zerknął. Dziewczyno, co ci jest, weź się już ogarnij! - pouczyłam samą siebie.
Kiedy pociąg się zatrzymał, a do środka wtargnęli uczniowie nadal szliśmy spokojnie do wagonu kawiarnianego rozmawiając.
Nagle moją uwagę przyciągnął jego prawy nadgarstek, który (jak mi się zdawało) uporczywie próbował ukryć pod rękawem sweterka.
- Co masz na ręce? - zapytałam od niechcenia.
Poczułam, że chłopak się spiął. Puścił moją rękę i, bez słowa wyjaśnienia, odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę z której przyszliśmy.
Chwilę stałam, w głębokim zdziwieniu. Nie mogłam pojąć o co mu chodziło. Obserwowałam oddalającego się umięśnionego chłopaka w eleganckim sweterku, nerwowo przeczesującego gęste rudawo-kasztanowe włosy.
Kiedy zniknął mi z oczu, wtapiając się w tłum uczniów szukających wolnego przedziału, zawróciłam z powrotem w stronę kawiarenki.

***

Michał

Kacper wciąż leżał na podłodze. Maria poszła gdzieś. A ja? Stałem jak skończony idiota nad chamskim nastolatkiem o zbyt wybujałym ego.
Wciąż zastanawiało mnie zachowanie mojej Podopiecznej. Rozmyślałem, stojąc nad nieprzytomnym chłopakiem, po co go dotknęła. Jeszcze nie tak dawno prowadziliśmy zażartą dyskusję o tym jak się zachowywać wobec prześladowców i dziewczyna utrzymywała, że powinniśmy mieć z nimi jak najmniejszą możliwość kontaktu.
Westchnąłem po raz chyba setny. Chyba szykuje się najgorsza podróż pociągiem do Szkoły od kiedy pamiętam.
Oparłem się o ścianę wciąż obserwując nadal nie reagującego na nic Żaka. Z korytarza dosłyszałem zdecydowane kroki. Ostrożnie wysunąłem zmysły przed siebie i pobieżnie musnąłem myśli nadchodzącej osoby. Z mojej obserwacji wyniknęło, że jest to dziewczyna w wieku Marii, także opiekująca się Tajemnicą (konkretniej Tajemnicą Umysłu), a jakby tego było mało miała w sobie coś jeszcze bardziej niezwykłego... Już wiedziałem, kto się zbliża.
- Aurora, to co zobaczysz może wydać ci się naprawdę dziwne - mruknąłem, kiedy podeszła tal, że mogła mnie usłyszeć.
- Na wszystkie lampy! Co ty wyprawiasz Michał?! Jeszcze bym zawału dostała!
- Dżiny nie mogą dostać za... - odparłem moim jak najbardziej profesjonalnym głosem, ale nie dane było mi skończyć.
- Wiem! To taka przenośnia - fuknęła i minęła mnie, zarzucając włosy na drugie ramię.

***

Maria

Bolało mnie dosłownie wszystko. Młoda Żakowa oczywiście nie mogła przeprosić za swoją nieuwagę. Zamiast tak zadzierać nosa mogłaby trochę rozglądać się wokół siebie... I ten piszczel...
Skrzywiłam się, gdy tylko spróbowałam wstać. Nie mogłam się ruszyć. Czyżby złamana kość? - przestraszyłam się.
Kość, którą złamie się dżinowi, ciężko "naprawić". Procesy samoraparacji są w naszych organizmach mocno zaburzone. Wszystko zależy od szybkiej reakcji.
Zaczęłam drzeć się jak nienormalna, by ktoś mi pomógł, jednak byłam w tej mniej zaludnionej części pociągu, gdzie nawet ci świeżo wsiadający nie chcą przebywać i wolą cisnąć się z tymi, co wsiedli wcześniej.
Z rezygnacją wyciągnęłam komórkę z kieszeni i wybrałam numer mojego Opiekuna. Zgłosił się po drugim sygnale.
- No cześć, Mario. Przepraszam Cię bar...
- Zamknij się i mi lepiej pomóż, głupku. Masz mnie jak najszybciej znaleźć i... - nie zdążyłam dokończyć, bo brunet już stał nade mną i lustrował mnie swoimi błękitnymi ślepiami.
Po chwili ciszy podał mi rękę i pomógł wstać, po czym bez słowa zaczął prowadzić do mojego przedziału. Kawałek przed moimi drzwiami zaparłam się i zatrzymałam Michała.
- Dziękuję - szepnęłam, przytulając go.
Praktycznie jedyna osoba na świecie, która martwi się O MNIE, a nie o moje Talenty czy Zdolności. Wystarczy, że zabraknie tej jednej osoby, a ja już nie umiem normalnie żyć i oczywiście zdarza się coś, że muszę się z nim pogodzić.
- Nie ma za co - odparł chłodno. - To mój obowiązek.
Z moich oczu popłynęły łzy. Chciałam naprawić to co zepsułam.
- Proszę, pogadamy o tym jak dojedziemy do Szkoły... O tobie i twoim statusie i... i tak dalej - chlipnęłam, mocząc mu czarną koszulę.
- W porządku - odparł już cieplej. Poczułam, że zaczyna wodzić dłońmi po moich plecach. - Teraz już się uspokuj, Mario. I leć odpocznij...
Wtuliłam się w mojego Opiekuna jeszcze mocniej.
- Powiedz, że mnie nie zostawisz. Nigdy - oparłam policzek o jego ramię.
- Nie mogę... - szepnął smutno. - Ale pamietaj, nigdy nie będę chciał cię zostawić...
Poczułam, jak musnął mi czubek głowy i zaczął powoli puszczać mnie z objęć. Nie chciałam odejść. Chociaż mnie okłamał. Nie wiem, czy tylko co do głupiego statusu czy może cały czas kłamał. Nie chciałam wiedzieć. Chciałam tylko, żeby przy mnie był, żeby mnie nie opuszczał, żeby mnie wspierał...

____________________________________

Nudny trochę, co?
Mam nadzieję, że trzecia część trzeciego chaptera wyjdzie ciekawsza...

Ale no nic, trzeba było coś skrobnąć i... jest :)
Co myślicie?

Dedyczek wędruje do moich kochanych:
·Kath i jej kolejnego bloga
·AAlexy, jej Aurory oraz jej podnoszących na duchu komentarzy
·Hermioniji i jej energii
·littlegraybutterfly i jej rozwijających się jak pąki historii
· oraz wszystkich innych czytających ;*

Dziękuję że ze mną jesteście w mniejszym lub wiekszym stopniu ^^

Wasza Cupcake.

PS Zapraszam do tworzenia swoich postaci w zakładce "Księga Alladyna" ;3

sobota, 13 kwietnia 2013

Chapter 3.1: "A ty jesteś...?"

Mała zapłakana brunetka siedziała sama w praktycznie pustym przedziale. Nie rozumiała, dlaczego ci ludzie tak strasznie ją potraktowali. Policzki ją paliły ze wstydu na samą myśl o słowach wyniosłej kobiety: "Nie zasługujesz, by tu być."

***

Maria

Kiedy Michał odwrócił się i zobaczył Kacpra poczułam wśród jego emocji przede wszystkim gniew, zażenowanie, nienawiść i chęć ochrony... zapewne mnie. Na moim Opiekunie zawsze mogłam polegać. Sam też miał niezwykłe zdolności, opiekował się  dwoma sektorami Tajemnicy: Tajemnicą Ciała i Umysłu. Nie zdarzało się to podobno nigdy wcześniej. Tak samo było ze mną...
Michał wpatrywał się w Żaka. Domyśliłam się co robi...
- Michał, proszę, zostaw go - szepnęłam, próbując odwrócić uwagę mojego Opiekuna od szarookiego, który już powoli zaczynał tracić panowanie nad własnym ciałem.
- Widziałaś jego myśli? - błękitne oczy zwróciły się ku mnie.
Pokręciłam głową. Michał zmrużył oczy, zrozumiałam więc, że mam odczytać myśli ledwo przytomnego Żaka.
Skupiłam się i powoli wsunęłam się do umysłu chłopaka. Musiałam się przedrzeć przez mnóstwo myśli o "tej cudownej Marlence" (nawiasem mówiąc nie mam pojęcia co oni wszyscy w niej widzą...), nim dotarłam do obrazu mnie i mojego Opiekuna. Wniknęłam w te wspomnienie i w jego myśli...

Trzeba będzie poinformować wszystkich... Przecież to nie jest normalne, by Opiekun był tylko dziesięć lat starszy, dopiero na Studiach, praktycznie świeżo po Szkole i już swoją Podopieczną tak sobie... Ale jak ona mogła? Przecież w nim nie ma nic wartościowego! Jest beznadziejny... Ona powinna znaleźć sobie kogoś jej pokroju!... I ten jej "niejasny" status... Na dodatek jego status jest wszystkim znany - pierwszy dżin, którego ojcem nie był Brunatny, a Czarodziej... Przecież to niedopuszczalne! I na dodatek nie możliwe! Przecież... przecież nawet gamety takie się nie mogą złączyć! Nie zgadzam się! Wymyślili mu nawet nową nazwę statusu... hahaha "perłowy" hahaha...

Uciekłam od jego myśli. W mojej głowie wciąż echem odbijał się jego szyderczy śmiech...
Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że siedzę na podłodze a Michał mnie podtrzymuje... To znaczy, że dużo mnie to kosztowało... - pomyślałam i z wdzięczności musnęłam ustami policzek mojego Opiekuna. Gdyby nie on nie wiem, czy nie stałoby się ze mną coś złego...
- Chyba wniknęłaś za głęboko - szepnął. - A nie masz jeszcze Kryształu, nie jesteśmy w Szkole, więc Energię mogłaś czer...
- Wiem - westchnęłam, przerywając jego "wielce uczone" przemówienie. - Lepiej mi powiedz o co chodzi z twoim statusem...
- Co? - zdziwiony zamrugał oczami.
- Są przecież tylko trzy statusy: złoty dla rodów czystej czyli złotej krwi, srebrny dla rodzin półdżinowych i zwykli ludzie, brunatni. A ty jesteś...?
- Perłowy.

***

Daniela

Otworzyłam pierwszy pusty przedział jaki mi się nawinął. Wiedziałam, że niedługo będzie postój i masa dżinów wpadnie do pociągu, przez co będę musiała zwolnić im miejsce i wrócić do swojej rodziny... Poczułam, że po policzku powoli spływają mi łzy. Świetnie. Teraz będę nie dość, że Molem Książkowym czy Kujonicą to jeszcze Beksą. Cudownie... - pomyślałam, nerwowo je wycierając. Próbowałam uspokoić siebie i moje szalejące emocje. Nie było to wcale łatwe...
Zawsze ja musiałam cierpieć za kawały mojego rodzeństwa. Zawsze ja przepraszałam, dostawałam szlabany, byłam wytykana palcami. A oni? Śmiali się szyderczo. Jakbyśmy wcale nie byli spokrewnieni. Bo mimo że wyglądam prawie identycznie jak Tina jestem inna. Jestem najsilniejsza w rodzinie, ale jednocześnie najsłabsza. Nie ma dla mnie nadziei. Nie przetrwam...

***

Irena

No nie potrafię tego zrozumieć... Przez całe wakacje wysłuchiwałam jęków Kacpra. Cały czas wolny od Szkoły nadawał o tym, jak to wielce jest zakochany w Marlenie. Z resztą ona też mówiła, że mój brat to całkiem całkiem przyzwoity jak na jej standardy... A teraz? Kiedy moja przyjaciółka próbuje coś zrobić, by ten związek miał szansę się zacząć to on tu wyskakuje z "gdzie jest Dana?" a potem wychodzi z przedziału. No przepraszam bardzo, miał szansę na zbliżenie z Marlenką, a teraz...?
- Patyku, co ja mam robić? - blondynka spoglądała na mnie wzrokiem zbitego psa.
- A co ja mam ci powiedzieć? Mam brata debila, który całe wakacje nadawał tylko o tobie, a teraz nagle wielce zaaferowany nieobecnością mojej kretyńskiej siostrzyczki, która wszystko musi wiedzieć! - fuknęłam i chwyciłam idiotyczną gazetę dla brunatnych nastolatek. - Jak chcesz idź go szukaj, dziunia...
- Okej! - moja przyjaciółka ochoczo wstała i ruszyła do wyjścia.
Z niedowierzaniem patrzyłam na zamykające się za nią drzwi przedziału.
- Nieźle ją wzięło - zachichotała Tinka. - Gorzej niż ciebie na Mi... - zatkałam jej usta dłonią. Nie chciałam, żeby nawet wypowiadała to imię przy mnie...

***

Michał

Moja Podopieczna wpatrywała się we mnie dziwnie. Wiedziałem, dlaczego. Okłamywałem ją bardzo długo...
Westchnąłem.
- Maria... Posłuchaj...
- Nie, Michał. Odejdź. Jak mogę ci ufać skoro nawet nie wyjawisz mi swojego prawdziwego statusu? Po co kłamałeś, że jesteś srebrny? Po co to było? I skąd ten pieprzony Żak o tym wie? Wiesz co? Ufałam ci. Byłeś najbliższą mi osobą. Myślałam, że jesteśmy ze sobą szczerzy. Ja nigdy bym cię nie okłamała! - ze łzami w oczach krzyknęła mi w twarz.
- Marysiu...
- Nie jestem żadną sierotą! Odwal się, Michał! Od teraz nie będę z tobą rozmawiać więcej niż muszę! - wyszarpnęła rękę z mojej dłoni, wstała i lekko dotknęła czoła Kacpra. Po tym odeszła korytarzem krzycząc tylko na odchodnym: - Nie idź za mną!
Nie wiedziałem co robić. Była moją Podopieczną! Miałem o nią dbać jak o najcenniejszy skarb!
Może robiłem za dużo...

***

Tina

Siedzenie z wkurzoną Ireną nie należy do przyjemności. Postanowiłam, że też od niej ucieknę, jak reszta.
- Idę do łazienki!
- Iść z tobą, mała? - mruknęła znad "Twista".
- Coś ty! Ja pieluch nie potrzebuję, umiem sama sobie poradzić - fuknęłam, przepychając się obok niej.
- Zostawiasz mnie samą? - złożyła magazyn.
- Owszem! - wyszczerzyłam się i ruszyłam korytarzem pociągu, byle jak najdalej od mojego przedziału.
Szłam sobie spokojnie, kiedy nagle wpadła na mnie czarnowłosa dziewczyna.
- Przepraszam się mówi, Szmaciaro! - warknęłam, wstając z podłogi i widząc obok siebie Marię. - Ach, no tak, nikt manier cię nie uczył! - kopnęłam ją w piszczel i przeszłam obok. - To za wpadnięcie na mnie! - krzyknęłam i poszłam przed siebie.
Z uniesioną wysoko głową spoglądałam z wyższością na dżiny wychodzące z przedziałów.
- Postój! - zaskrzeczał głos z głośnika.
___________________________

Szybciutko specjalnie dla AAlexy oraz Hermioniji ;*

Mam nadzieję, że ujdzie ;D

Pada deszcz, a ja chcę słońca ;c

Buziale ;>

Wasza Cupcake.

Chapter 2.3: "Tak lepiej?"

Siedmiolatka stała spokojnie na peronie, czekając na pociąg, kiedy w jej stronę zaczęła iść jakaś grupka. Gdy byli blisko dziewczynka mogła poznać, że ku nim idzie jakaś rodzina złożona z obojga rodziców, prowadzących między sobą maleńką dziewczynkę, dość wysokiej dziewczyny, zarzucającej włosami na prawo i lewo, jeszcze jednej dziewczynki, niższej i chyba mniej pewnej siebie oraz chłopaka, który szedł dumnym krokiem na końcu. Wszyscy przechodniowie patrzyli na nich z uwielbieniem.
Kiedy dotarli do miejsca, gdzie czekała mała brunetka, zatrzymali się.
- Kim jesteś? - warknęła dorosła kobieta, biorąc na ręce swoją najmłodszą córkę.
- Nazywam się Maria. Maria Furmaniak - odparła niepewnie.
Cała przybyła rodzina wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- Pytałam o twój status, głupia!

***

Maria

Michał, mój Opiekun a także najlepszy przyjaciel, opierał się dłońmi o ścianę tuż przy moich ramionach. Był dużo wyższy, zazwyczaj aż tak tego nie odczuwałam, jednak teraz zdecydowanie nade mną górował.
- No co się stało, Mario? - uniósł lekko lewą brew, w rozbawieniu.
- Chciałeś, żebym na zawał zeszła...?
- Marysiu, Marysiu... Nie pamiętasz, że dżiny nie mogą "zejść na zawał"? - uśmiechnął się do mnie. - Już zapomniałaś?
- Nie nazywaj mnie Marysią. Brzmi jak ta cała sierotka Marysia - mruknęłam, udając oburzenie.
Westchnął.
- Mario - przewrócił oczami. - Tak lepiej? - kiedy pokiwałam głową, zaśmiał się i nachylił bliżej. - To brzmi tak poważnie. Normalnie jak przy... oświadczynach! - w jego oczach tańczyły wesołe iskierki.
Położyłam mu dłonie na klatce piersiowej i powoli wciagnęłam powietrze. Mój nos mile połechtał jego lekko korzenny (jak pierniczków) zapach, który zawsze mnie uspokajał.
- Ładnie pachniesz - wymruczałam, lekko przymykając powieki.
- Dzięki - odparł po prostu.

***

Aurora

Żakowa poszła dalej najszybciej jak tylko mogła. Chyba naprawdę było jej głupio...
Ruszyłam dalej przed siebie, kierując się do wagonu kawiarnianego. Zawsze lubiłam zaglądać do poszczególnych przedziałów i przyglądać się, co robią inni. Za każdym razem, gdy jechałam do Szkoły tak robiłam.
- Piętnaście minut do dłuższego postoju! - ryknęło z głośników.
Szłam dalej przed siebie. Nagle ktoś złapał mnie za ramię.
- Hej - zostałam odwrócona w stronę czekoladowych oczu.
- Ym... Cześć? - odparłam niepewnie.
- Jestem Eric... A ty, śliczna?
- Aurora - poczułam, że na policzki wpełza mi rumieniec. Szkoda, że jeszcze nie umiem kontrolować reakcji organizmu...
- Ciekawe imię... Jesteś z Polski? - zapytał bez ogródek.
- Mój tata był Włochem - mruknęłam.
- Właśnie widzę, że tak trochę śródziemnomorsko wyglądasz... - uśmiechnął się do mnie słodko.
- A ty...?
- Mieszkałem w Amglii, ale do Anglika mi daleko - białe zęby błysnęły, gdy się wyszczerzył.
- Nawet akcentu chyba nie masz - przyjrzałam mu się uważnie.
- Jestem kompletna noga z języków - skrzywił się lekko. - Gdzie więc, Auroro, się wybierałaś?
- Do kawiarni.
- O, cóż za zbieg okoliczności - śmiesznie poruszył brwiami. - Ja także tam idę. Pozwoli pani...? - jak angielski gentelman podał mi ramię, które ochoczo przyjęłam.

***

Kacper

Wyszedłem z przedziału. Nie miałem ochoty siedzieć z moim chamskim rodzeństwem. Nawet z piękną Marleną jakoś wytrzymać nie mogłem... Co się ze mną dzieje?!
Powoli ruszyłem w stronę kawiarni. Może tam znajdę swoją siostrę...
W sumie szkoda mi Dany. Zawsze była popychadłem... Nawet w sumie nie wiem dlaczego. Jako jedyna lubiła czytać, oglądać filmy dokumentalne (czego nie mogę zrozumieć... no bo co ją obchodzi życie rodzinne surykatek?), czy malować temperami. Czy chodzi nam po prostu o jej "inność"? Czy ta "inność" to coś złego...?
Poczułem, że głowa mi zaraz eksploduje od natłoku takich myśli. Jedynym sposobem by je odpędzić może być spotkanie z jakąś pięknością - stwierdziłem.
Przy kawiarni zauważyłem wysokiego chłopaka. O ścianę opierała się jakaś dziewczyna, którą tamten zdawał się ukrywać przed światem, otaczając ją dookoła praktycznie. Skrzywiłem się, kiedy rozpoznałem kogo to ukrywał. Nie było to trudne. Jej pasemka chyba każdy musiał rozpoznawać.
Z głośników poszedł jakiś komunikat. Oczywiście, że go nie słuchałem.
- Ej, wy, moglibyście znaleźć sobie lep... - nie dokończyłem, bo chłopak, który opierał się o ścianę odwrócił się w moją stronę. - O największy Alladynie - zdołałem tylko powiedzieć, gdy błękitne oczy mnie świdrowały. Potem była tylko ciemność...

_____________________________________

Proszę bardzo ;) Kolejny rozdzialik dedykowany specjalnie:
· littlegraybutterfly, by nie traciła zapału i wstawiała cudne rozdziały jak najczęściej ^^
· AAlexie, by ją oświeciło i by nas nie zostawiała w niepewności co do swojej historii (ciekawi proszę kliknąć TU)
· Hermioniji, by swoje oba blogi prowadziła tak samo cudownie jak wcześniej jeden
· wszystkim innym bloggerom to czytającym, by nie tracili weny i pisali najlepiej jak potrafią

Ależ dedyk mi wyszedł *.*
No, ale nieważne ;p

Piszcie, jak znajdziecie jakieś błędy ;*
Pytania proszę kierować do zakładki "Objaśnienia" ;3

Pozdrawiam wszystkich cieplutko (bo TAK! mamy już praktycznie wiosnę ^^)

Wasza (przeszczęśliwa, wiosenna) Cupcake.

sobota, 6 kwietnia 2013

Chapter 2.2: "No to pięknie..."

Ludzie na innych peronach, zasłaniając się płaszczami przed wiatrem, patrzyli ze zdziwieniem na małą siedmiolatkę, która stała sama ze złączonymi dłońmi, jakby wokół niej wcale nie szalała wichura.
Dziewczynka rozglądała się za miejscem, by usiąść, jednak ławki do tego nie zachęcały.
Stała wciąż sama, rozmyślając nad wszystkim. Nad dziwnym zachowaniem matki i nagłych zwierzeniach co do lamp, życzeń i tajemniczych Talentów. Przepowiedniach. O historii jej ojca wyjawionej tak nagle ...

***

Daniela

Siedziałam na korytarzu, wciąż nie mogąc zrozumieć, co chodziło tajemniczemu chłopakowi po głowie. No i czemu nie czułam jego emocji? Wydawało się, że ukrywa się niczym za kurtyną... Tylko jak to możliwe? Jak to zrobił?!
Czekoladowe oczy zawładnęły moim umysłem. Chciałam się jakoś od nich uwolnić, jednak nie mogłam przestać o nim myśleć. Był... intrygujący. Poza tym - miał moją książkę!
Podłoga na korytarzu nie była najwygodniejszym miejscem do siedzenia. Postanowiłam wstać.
Wciąż myślałam o tajemniczym koledze, kiedy nogi same zaczęły prowadzić mnie w stronę wagonu kawiarnianego.
- Pół godziny do postoju! - ryknęło z głośników, kiedy weszłam w ostatni korytarz dielący mnie od kawiarenki.
Moim oczom ukazały się nagle umięśnione plecy wysokiego bruneta. Nad jego ramieniem zobaczyłam czarne włosy. Dziewczyna musiała być oparta o ścianę.
- Na Alladyna, co ty wyprawiasz, Michał?! - usłyszałam.
Wstrzymałam oddech i wycofałam się w poprzedni korytarz.
No to pięknie... - przeszło mi przez myśl.

***

Marlena

Siedzę w przedziale z Żakami. Nie gramy w Lampę jednak... Nie ma Danieli - głównego kozła ofiarnego. Więc gadam z nimi o wszystkim i niczym. Kacper zdaje się nieco spięty....
- No, Kacper, a ty co nam powiesz?- staram się uśmiechnąć zachęcająco.
Chłopak niepewnie odpowiadał grymasem, który pewnie ma mnie uspokoić.
- A nie wiem... - nadal wygląda jakoś dziwnie.
Podchodzę do niego i, bez ceregieli, siadam mu na kolanach. Czuję, że coś go martwi. Odwracam się by spojrzeć mu w oczy. Wyrażają... jakiś smutek, zastanowienie, zmartwienie.
- O co chodzi? - pytam cicho.
- Wszyscy robimy popychadło z Dany... Dlaczego tacy jesteśmy?
Patrzę na niego jak na skończonego idiotę. Odwraca wzrok i lekko mnie odpycha ze słowami: "Idę, niedługo wrócę". Wstaje i wychodzi...

***

Daniela

Biegłam jak głupia korytarzami, próbując uciec przed tym, co widziałam. Obraz jednak wracał do mnie co chwila. Nie mógł powiedzieć tego nikt inny! Ale.. ale... to nie możliwe, że by ona... i on...
Pędząc nie patrzyłam na nic. Chciałam, by to co widziałam nie było prawdą. Jeden z ludzkich mechanizmów mechanizmów (wyparcie) właśnie coś chyba u mnie szwankował. Moje myśli ustawicznie krążyły wokół czarnowłosej dziewczyny i wysokiego bruneta.
Kiedy na mojej drodze zobaczyłam kogoś, nie mogłam wyhamować...
- Au! - wraz z dziewczyną, na którą wpadłam wylądowałyśmy na podłodze.
- Przepraszam... - mruknęłam, podnosząc się i wyciągając rękę w stronę dżinki.
Miała ładne, jasnobrązowe włosy i błyszczące oczy. Uśmiechnęła się do mnie, ukazując białe zęby.
- Nic się nie stało, spoko... - machnęła ręką. - Daniela Żak, tak...?
- Tak - odparłam niechętnie. - A co?
- Nie pamiętasz mnie...? - zrobiła dziwną minę, jakbym... kurcze.
- Pamiętam - skrzywiłam się na wspomnienie "małego kawału", jaki zrobiliśmy szatynce w zeszłym roku. - Przepraszam, Auroro...
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy w niedowierzaniu:
- Żakowa mnie przeprasza...? Dwa razy pod rząd...?
No tak, ludzie nie zmieniają się tak szybko...

______________________________________________

Pisany u siostry ciotecznej, której wielkie dzięki za to, że się na mnie nie wkurzyła, że co chwila "rzucałam się" na jej laptopa, bo chciałam dokończyć ;D

Mam nadzieję, że się podoba ^^

Dedyk dla Alexy i jej Aurory ;>

Wasza Cupcake.

PS Proszę, komentujcie, nie macie pojęcia jak to motywuje! ;***

środa, 3 kwietnia 2013

Informacja... ;(

Mam telefon w naprawie, więc przez najbliższe 2tyg prawdopodobnie nie bedzie nowych rozdzialików... Mam jednak nadzieję, że mój stary telefonik pozwili mi na komentowanie u Was...

Do przeczytania! ;*

Wasza (przesmutna) Cupcake.

piątek, 29 marca 2013

CHAPTER 2.1: "Szukasz czegoś?"

Autobus przyjechał punktualnie. Na przystanku obok małej siedmiolatki stało kilka starszych pań. Wraz z nimi dziewczynka wsiadła do pojazdu. Jechała, w milczeniu przyglądając się widokom.
Po jakimś czasie autobus stanął w końcu na jej przystanku. Wysiadła, ciągnąc za sobą wielką walizkę i ruszyła w stronę starego dworca kolejowego.
Tam miało zacząć się jej "nowe życie"...
Już nie mogła się doczekać!
Powitał ją obskurny wygląd ławek i całych peronów. Nikogo wokół niej nie było. Stała sama, targana silnym wiatrem.
Delikatnie złączyła wszystkie palce, a wiatr wokół niej uspokoił się.

***

Maria

Z głośników powtórzony został kilkukrotnie komunikat o nowym.
W mojej głowie zaczęły tłuc nadzieja z wrodzonym pesymizmem. Będzie złoty* czy srebrny*...? Z kim będzie trzymał...? Jaki będzie miał Talent i Zdolności?
... czy mnie polubi?
Cóż, bywam płytka, egoistyczna, obojętna na pragnienia/cierpienia innych, ale...
Tak bardzo chciałam znaleźć przyjaciela...

***

Daniela

Na wieść o nowym dżinie w szkole uśmiechnęłam się sama do siebie. Nowi zazwyczaj najpierw próbowali wpasować się do JAKIEJKOLWIEK grupki, by potem startować do tych "najpopularniejszych". Taki mechanizm ludzkiego bytu. Starać się być na szczycie. To trochę śmieszne, jakby ktoś kto przyjaźni się z... choćby z taką "szmaciarą" Maryśką był gorszy tylko dlatego, że trzyma właśnie z nią.
Wiedziałam, że będzie trzeba być przygotowanym na natarcie nowego na "moją" grupkę. Napewno będą sztuczne komplementy...
- Dana, może ty już usiądź, dzieciaku - mruknęła Irena, odsuwając mnie od szyby. - Nie masz na co patrzeć...
Zastanawiałam się nad jakąś ripostą, ale... nie byłam w tym dobra. Zrezygnowałam z odgryzienia się i zabrałam za czytanie. Teraz "na warsztacie" mam bestsellerową serię o Potterze. Wędruję wraz z trójką przyjaciół po korytarzach Hogwartu, zaglądam we wszelkie możliwe zakamarki...
- Nielka, może ze mną pogadasz - prychnęła Tina, wyrywając mi książkę z ręki.
- Ej! - pisnęłam, próbując jej ją zabrać.
Moje rodzeństwo zawsze mnie wyśmiewało. Byłam inna... zależało mi na tym, by nie ranić innych, nie chciałam być taka jak Irka. Nie kręci mnie bycie superpopularną... Bardziej zależy mi na przyjaciołach...
... to znaczy chciałabym, żeby tak było. Niestety nie mam takich prawdziwych przyjaciół. Trzymam się z przyjaciółmi Kacpra głównie...
- Chcesz swojego Potterka? - zarżała mi w twarz Tina. - To sobie po niego pójdź! - otworzyła drzwi przedziału i powieść Rowling wylądowała gdzieś na korytarzu.
Podniosłam się z miejsca. Obrzuciłam rodzeństwo wściekłym spojrzeniem i wyszłam z przedziału. Zamknęłam go za sobą i oparłam się o ścianę.
Bycie siostrą Ireny i Tinki było strasznie męczące. Już wolałam bezmózgiego mięśniaka Kacpra. No i ta jego Marlenka... Bystra, jednak zbyt opętana rządzą władzy... W sumie kręci się przy Kacprze chyba tylko ze względu na to, że jesteśmy swoistą "elitą" szkoły.
Westchnęłam i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu mojej zguby, kiedy natrafiłam na spojrzenie czekoladowych oczu.
- Cześć.
- Hej - pisnęłam.
- Szukasz czegoś? - chłopak oparty o przeciwległą ścianę pociągu uśmiechnął się do mnie.
- Taaak - mruknęłam nieśmiało, czując wpełzający na policzki rumieniec. "Głupie ukrwienie twarzy..."
- Słodko się rumienisz - uśmiechnął się jeszcze szerzej, ukazując szereg białych zębów. - Szukasz może tej książeczki...? - zza pleców wyciągnął mój egzemplarz powieści J.K.
- Właśnie tego! - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę po moją zgubę. - Dzięki.
- Nie ma tak łatwo - zaśmiał się. - Jak masz na imię...?
- Daniela - odparłam nerwowo.
- W porządku. Do zobaczenia później, Danielo... - podrzucił książkę na dłoni i poszedł w stronę innego wagonu.
- A-ale... nooo, mój Potter...?

***

Kacper

Pociąg ruszył już jakiś czas temu. Czekała nas podróż jeszcze kilkudniowa. Do naszej szkoły zjeżdżali się uczniowie z całej Polski, więc nauczyciele załatwili prywatny transport. No i właśnie jechaliśmy jedynym, który jechał przez cały kraj. Zaczynał swój kurs w górach, w okolicy szczytu Opołonek i po drodze zbierał wszystkich młodych dżinów. Nasza "przecudowna placówka oświatowa" mieściła się w małym miasteczku na Podlasiu, w starym, niepozornym domku.
Zawsze, z nudów, spotykaliśmy się w moim, znaczy naszym rodzinnym przedziale, z przyjaciółmi i graliśmy w "Lampę". Przegrany (zazwyczaj Daniela) lądował w małej, ciasnej lampie na kilka minut.
Tym razem miała wpaść tylko moja piękna blondyna. Marlenka się jednak spóźniała. Miała przyjść do nas już pięć minut temu. Nerwowo zerkałem co chwila na zegarek.
- Coś braciszek nerwowy...? - zachichotała Tinka, wielbicielka plotek. - No co się stało, Kacperciu? Dziewczyna cię ola...
- Hej wam! - w drzwiach stanęła najpiękniejsza dziewczyna świata. Jej długie włosy, w lekkim nieładzie spływały jej falą na plecy.
- Hej, Marlena! - wykrzyknęła Irena, rzucając się blondynce na szyję.
- No już, patyku, puszczaj...
Marlenka, uwolniona z uścisku mojej siostry, niepewnie rozglądała się za miejscem do siedzenia. Prawie cały przedział zajmowały walizki Ireny. W tamtym momencie, na kanapie, było tylko jedno miejsce wolne - te, na którym siedziała wcześniej Daniela.
- Ej, a gdzie Danka? - zapytałem nagle. Odpowiedział mi chichot dziewczyn.
- Serio się o nią martwisz? Może gdzieś ze swoją książeczką się zamknęła, żeby nikt jej, broń Alladynie, nie przeszkadzał? - zaśmiała się Irena, zarzucając grzywą.

***

Maria

Siedziałam, patrząc na widoki za oknem, kiedy ktoś zapukał do mojego przedziału.
Niepewnie zaprosiłam gościa do środka krótkim "proszę!", modląc się, żeby nie był to żaden złotokrwisty hejter z mojego miasteczka.
Do mojego praktycznie pustego przedziału nieśmiało zajrzał chłopak. Uśmiechnęłam się, próbując dodać mu otuchy. Wyglądał na "tego nowego".
- Cześć... Można?
- Jasne... - odparłam, przysuwając się jeszcze bliżej okna, jakby brakowało tu miejsca.
- Jestem Eric. Zastanawiasz się pewnie, dlaczego tak nagle się przeniosłem...? No to opowiem ci nieco o sobie - mówił szybko, musiałam bardzo się skupić, by wszystko zrozumieć. - Ogólnie pochodzę z Anglii, ale moi rodzice byli z Polski, więc w domu mówili w języku ojczystym. Szczerze mówiąc do Anglika mi daleko - uśmiechnął się. Miał ładne, równe, białe zęby i słodkie, czekoladowe oczy. - A ty, jak się nazywasz? - wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Maria - odparłam krótko. Nie lubiłam mówić o mojej rodzinie. Było to dość... krępujące.
Chłopak wciągnął swoje walizki, opadł na przeciwległą kanapę i westchnął z ulgą. Po chwili, gdy ponownie na niego zerknęłam, w jego rękach zauważyłam książkę. Przyjrzałam się trochę dokładniej i rozpoznałam dość popularną powieść J.K. Rowling, którą z resztą sama czytałam z zapartym tchem.
Czekoladowooki nagle podniósł wzrok znad powieści i zaczął przyglądać mi się uważnie. Po czym odłożył książkę do jednej z walizek i bez słowa wyszedł, pozostawiając po sobie delikatny zapach.
"Będzie ciekawie" - pomyślałam tylko.
Potem sama wyszłam z przedziału.
Ruszyłam przed siebie korytarzem, zmierzając do wagonu kawiarnianego.
Po drodze, z ciekawości, zaglądałam przez okienka do przedziałów. Kiedy w jednym z nich dostrzegłam Kacpra, coś ścisnęło mnie w żołądku i poczułam chęć zniknięcia stamtąd jak najszybciej, zapadnięcia pod ziemię, czy schowania w mysiej dziurze. Pomknęłam przed siebie, by jak najszybciej dotrzeć do pociągowej kawiarni.
Spojrzenie Kacpra bolało mnie bardziej niż kogokolwiek z jego rodziny. Nie mam pojęcia czemu... Chociaż może...

- Marysiu, podaj proszę tę energię Kacprowi.
Grzecznie odesłałam półprzezroczystą kulę żywiołów do chłopaka naprzeciw mnie.
Niestety zapomniałam, że mój Talent, Tajemnica Mocy, ma tendencję do podwajania siły moich rzutów czy uderzeń.
- Aua! Maryśka! - ugodzony Kacper leżał na dywanie Szkoły Podstaw i nie ruszał się.
Dzięki szybkiej interwencji Uczących, udało się na szczęście czy też nieszczęście odratować chłopaka...

Odbyłam potem pierwszą, poważną rozmową z moim Opiekunem - Michałem.

- Chyba trzebaby cię nauczyć korzystania z twojego Talentu nieco szybciej niż resztę. Co, mała?
- Znów pan mó...
- Jaki pan, Mario? - udał obrażonego.
- Znowu, Michale, powiedziałeś do mnie mała! - tym razem ja strzeliłam "focha".
- Oj no, Mario, nie gniewaj się!

Większość moich rozmów z Michałem kończyła się udawaną kłótnią.
Otworzyłam w końcu drzwi kawiarenki. Niestety, przy wszystkich stolikach siedzieli dżinowie.
Przekroczyłam próg, kiedy ktoś złapał mnie za rękę i wyciągnął z wagonu. Zostałam przyciśnięta do ściany.
Mój przerażony wzrok spotkał się ze spokojnym, wręcz dostojnym błękitnym spojrzeniem oczu, w których zawsze, mimo powagi, błyszczały te wesołe iskierki.
- Na Alladyna, co ty wyprawiasz, Michał?!



*złoci - czystokrwiści; po prostu: ojciec i matka są dżinami
srebrni - dżiny "półkrwi".
brunatni - zwykli ludzie.
Przypominam, że w tym Gatunku nie istnieje coś takiego jak szlama u Rowling. Gen "dżina" jest przekazywany z ojca na córkę i z matki na syna!
_____________________________________

Ta daaaaam ;>
Mam nadzieję, że się podoba ^^

Starałam się, żeby był nieco dłuższy i żeby Danieli było trochę więcej ;3
Jak się podoba? ;>

Dedyczek dla: AAlexy, Rexi, Hermioniji, Kath oraz Pimpirimpim Bum (mam nadzieję, że dobrze napisałam Twój nick xd)

Czekam na Wasze komentarze, opinie itp ;)
Jeśli znajdziecie jakieś błędy - piszcie :)

Proszę o w miarę obiektywną ocenę i oczekiwania ;*

Wasza Cupcake.

PS Zmieniam nieco numerację rozdziałów - chapterów ;p
Mam nadzieję, że się połapiecie :D

PS 2 Follow me on Twitter *.*
                            @Miss__Cupcake_

środa, 27 marca 2013

CHAPTER 1.2: "Czyż nie uroczo?"

Mała siedmiolatka z wielką walizką biegła na przystanek. Nie chciała się spoźnić. Musiałaby wtedy znaleźć jakiś inny transport na dworzec, a nie chciała jechać "na stopa", bała się. Mama naopowiadała jej tyle o bardzo niemiłych, niekulturalnych, nietaktownych i niegrzecznych panach kierowcach, że czarnowłosa wolała ich unikać.
Walizka podskakiwała na każdej nierówności i była potwornie ciężka jak na taką mała dziewczynkę... ale na przystanek już tylko kilka kroków... coraz mniej...

***

Marlena
Jak zawsze mama musi przed moim odjazdem zajechać do swojego Jacusia.
Siedzę na kanapie, co chwila zerkając na zegarek. Mama zdaje się nie zauważać moich znaczących spojrzeń na drzwi i stukania nogą (zgodnie z rytmem wskazówki sekudowej) o podłogę. Siedzi jak gdyby nigdy nic, podparta łokciem o stół i wpatruje się maślanym wzrokiem na "Jackunia swojego". Znaczy dla mnie jeszcze póki co - pana Jacka. Póki co... dzięki Bogu.
Mama brzydka nie jest. Włosy w szalonym rudym (farbowane...) kolorze opadają nierówną falą na oparcie krzesła. Oczy (teraz wlepione w "Jacunia") okolone długimi i gęstymi rzęsami błyszczą szafirowo spod rudej grzywki. Mały nosek lekko okraszony drobnymi piegami marszczy się słodko, gdy się śmieje, a jej pełne, czerwone (wymalowane szminką...) usta odsłaniają wtedy równy rządzik bialszych od śniegu zębów. Długa szyja (ozdobiona małym motylkiem zrobionym z okazji moich narodzin i delikatnym srebrnym łańcuszkiem z zawieszonym na nim owalnym, posrebrzanym kawałkiem... czegoś) zwraca uwagę wszystkich wokół. Kiedyś nawet jakiś ktoś proponował jej rolę w reklamie Apartu... Zawsze nienagannie ubrana: szaro-srebrna koszula z rozpiętymi trzema górnymi guziczkami, biała, prosta spódnica przed kolano i w takim samym kolorze czternastocentymetrowe szpileczki (i oczywiście umie w nich chodzić!).
"Jacuś" z kolei to... wieprz. Serio. Wielki. Brudny. Śmierdzący. Gruby. Tłusty. Brak manier... Za to cóż, bogaty jak mało kto u nas w miasteczku. Mimo to nadal nie wiem, co mama w nim widzi.
Wzdycham teatralnie chyba po raz sto dwudziesty trzeci, kiedy w końcu udaje mi się zwrócić na siebie uwagę zakochańców.
- Mamo, może...?
- Siedź cicho - prycha pan Jacek. - Rozmawiam z twoją matką, trochę szacunku dla starszych!
I już znowu te przesłodzone uśmieszki. Rzygam.
- Mówiłaś coś, kochanie? - pyta nagle mama.
Zjeżdżam ją wzrokiem. No ile można na ciebie czekać! Zachowujesz się jak... no na pewno nie tak jak powinnamatka! Weź się kobieto ogarnij, bo ja muszę jechać do szkoły!
- Jasne, kochanie. Jedziemy.
Patrzę na nią jak na wariatkę. Jakby czytała moje myśli!
- Helu... - pan Jacek odkleja swój zadek od krzesła.
- Słyszałeś? Marlenka musi jechać do szkoły.
Teraz z kolei "Jacunio" patrzy na swoją ukochaną jak na megaświra.
Moja mama stoi już przy drzwiach. Czeka na mnie... znaczy raczej na pożegnanie z "Jacusiem".

***

Kacper
Stałem wciąż na dworcu z rodzicami i moim rodzeństwem (no i z Maryśką gdzieś w kącie), kiedy zobaczyłem nadjeżdżający samochód. Czarny, sportowy samochód zaparkował z gracją przed Szmaciarą. Ze środka wysiadła piękna blondynka o falowanych włosach sięgających bioder. Widziałem jej chytry uśmieszek, gdy powiedziała coś Maryśce. I wybuch śmiechu, gdy tamta oczywiście nie załapała. Dziewczyna odrzuciła grzywę do tyłu, a do moich uszu dotarł cudowny dźwięk jej głosu: "I ty chcesz być jedną z nas? Z tym płaszczem? Żenua!".
Po chwili piękność witała się z moimi siostrami. Kiedy podeszła do mnie w jej szafirowych oczach dostrzegłem ten sam blask co przed wakacjami. Już czułem, że ten rok będzie czymś wielkim.
- Cześć Kacper - szepnęła, wieszając się mi na szyi. - Ładnie pachniesz, mrrrr...
- Witaj Marlenko - objąłem ją w talii. - Cudownie wyglądasz, moja piękna.
Blondynka wyrwała mi się z ramion z sykiem:
- Nie jestem twoja... jeszcze!
Usłyszałem chichot Tinki, ukrywany śmiech Danieli i rżenie Ireny. No tak, nie ma to jak dyskretne rodzeństwo.
- No, Marlena, świetnie zrobiły ci te wakacje w Malezji, kochana! - mama już przejęła kontrolę nad sytuacją i zajęła się boską blondynką.
Od kiedy po raz pierwszy zobaczyłem ja w szkole wiedziałem, że muszę ja mieć. I byłem coraz bliżej celu... Oj tak...

***

Maria
Wiatr rozwiewał mi poły płaszcza. Roześmiani, szczęśliwi z życia Złotokrwiści co chwila rzucali głośne uwagi co do mojej rodziny, ubrań, rzeczy... Do wszystkiego co mieli lepsze. Jedynym z czym nie mogli się do mnie równać był mój Talent i idące za tym Zdolności.
Dobrze pamiętam pierwsze spotkanie z moim Opiekunem...

- Słuchaj, Złoci będą ci może mega dogryzać... Po pierwsze: twoje niepewne pochodzenie. To zawsze ich boli, że ktoś z "szarych" się wychyla i wdrapuje do ich świata - mówił z ironią. - Poza tym, nie jesteś całkowicie zwykła. To co przydarzyło ci się w kuchni było najlepszym dowodem tego. Wszyscy opanowują po jednej dziedzinie. Ty otrzymałaś najrzadszy i najtrudniejszy z możliwych Talentów: Tajemnicę Mocy. Jesteś jedyną dżinką o takiej sile, czyż nie uroczo?

Na samą myśl o Michale uśmiech wpełzał mi na twarz. Jeden z niewielu z naszego Gatunku, który mnie nie odtrąca. Może i to jego obowiązek, jednak... wykonuje go nader starannie...
Usłyszałam huk.
Pociąg powoli toczył się w naszą stronę...

Więc pora na kolejny rok nauki.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy Złoci z mojego miasteczka wsiedli do dalekiego ode mnie wagonu.
- Poczekamy jeszcze piętnaście minut. Ma dojść ktoś nowy i lekko się zagubił na tych waszych uliczkach...

______________________________________

Ta daaaaaaaaam.
Chapter two, jak obiecałam :)

Mam nadzieję, że się podoba ;**

Jeżeli znajdziecie błędy - piszcie!

Zdrówka życzę!

Wasza (zmęczona) Cupcake.

PS Dedyk dla AAlexy ;***

PS2 Możliwe, że nie będę miała jak komentować Waszych blogów again - skończył mi się transfer na komie ;< Ale zrobię co mogę, żeby choć przeczytać!

wtorek, 26 marca 2013

CHAPTER 1.1: "Po tatusiu"

- Masz wszystko, kochanie? - zapytała z przesłodzonym uśmieszkiem dorosła ciemnowłosa kobieta.
- Tak, mamo - odparła pokornie siedmioletnia dziewczynka, trzymająca za rączkę walizkę wielkości jej samej.
- Dobrze. To idź. Zaraz autobus podjedzie.
Ciemnowłosa dziewczynka wybiegła z domu, bez pożegnania, ze łzami w oczach. Nie wiedziała kiedy i czy w ogóle kiedykolwiek wróci w swoje rodzinne strony. Wszystko przez małą wpadkę w kuchni. Ale ona przecież tego nie zrobiła! No bo jak niby...?

***

MARIA

Potwornie tu zimno - pomyślałam, próbując szczelniej otulić się starym, obdartym płaszczem. Zerknęłam na zegarek. - Tyle lat minęło a pociąg nadal się spóźnia... Tu naprawdę nic się nie zmienia!
Wiatr niemiłosiernie targał moimi włosami. Jako że jestem kim jestem są one dość charakterystyczne. Od urodzenia są niesamowicie gęste i nad wyraz ciemne. Co więcej, urodziłam się z kilkoma pasemkami koloru moich oczu. Nie byłoby to takie dziwne, gdyby były czarne czy brązowe. Moje jednak są wyraziście chabrowe. Doskonale pamiętam, jak mama mi to tłumaczyła...

Siedziałam wtedy na małym, fioletowym, plastikowym krzesełku przy niewielkim, żółtym stoliczku, jedząc jakąś kaszkę z różowego talerzyczka. Miałam może trzy latka. Na nogach za duże kapcie mamy, na głowie jej słomiany kapelusz. Bawiłam się w restaurację. Kiedy zanurzyłam zieloną łyżeczkę w kaszce, wpadł do niej chabrowy kosmyk moich włosów.
- Mamuniu... Dlaciego ja mam takie kolioliowe włośki?
- Bo... Kochanie... To... Po tatusiu. Tatuś też miał takie. Tak. To po tatusiu.
Z zadowoleniem przyklasnęłam. Wierzyłam we wszystkie bajeczki o tacie. Nie znalazłam go. Wiedzę czerpałam właśnie z opowieści mamy.
- Tatuś się z takimi uliodził?
- Yyyy... Tak kochanie - uśmiechnęła się do mnie. - A teraz proszę szanownej pani, rachuneczek.
- Dobzie, ile płacę?

Mama zawsze potrafiła skutecznie odwrócić moją uwagę. Sprytnie zmieniała temat, albo kazała mi coś przynieść... Byłam mała i głupia, dlatego tego nie zauważałam.
Kiedy jednak moja Zdolność dała o sobie znać nie mogła dłużej udawać. Powiedziała mi w końcu prawie całą prawdę, którą zatajała przede mną całe siedem lat. Nie wiem po co to robiła, skoro znała zasadę: "z ojca na córkę, z matki na syna", dzięki której nasz Gatunek trwa.
Na peronie było cicho i pusto. Miałam czas, by wszystko sobie przemyśleć. Jak co roku przed odjazdem. Zawsze byłam za wcześnie a pociąg spóźniał się. Za każdym razem to samo...
Nie było miejsca by usiąść (chyba że lubi się siedzieć na popękanych, brudnych, zakrwawionych i obdrapanych ławeczkach), no ewentualnie w powietrzu, co jednak zwróciłoby uwagę nielicznych przechodniów, a o tym nie marzyłam.
Rozglądałam się po okolicy w nadziei, że zaraz przyjdzie ktoś taki jak ja i stanie obok mnie. Jak zwykle jednak nikomu się nie spieszyło. A podobno świat teraz tak strasznie pędzi...
Las otaczający "dworzec" był gęsty i nieprzenikniony. Mogę się założyć, że mieszkają tam wilkołaki i centaury! Ciekawość zawsze ciągnęła mnie, by się tam rozejrzeć jednak powstrzymywał mnie rozsądek i strach. Obiecałam sobie, że kiedy skończę szkołę i będę całkowicie panowała nad Zdolnością, wybiorę się pozwiedzać te intrygujące miejsce.
Wodziłam wzrokiem po linii lasu, kiedy dojrzałam kilka zbliżających się w moją stronę postaci. Przypominały cienie. Wiedziałam jednak, kto idzie. Nie dało się ich z nikim pomylić.
Błagałam jednak, żeby był to ktoś inny.

***

Daniela

Szłam dumnym, równym krokiem. Starałam się, jednak potwornie ciężko było nadążyć za moim starszym bratem, dwoma siostrami i rodzicami. Wszyscy mieliśmy kasztanowe włosy i przenikliwe szare oczy. Jedynie Irena była inna. Miała długie blond włosy i chytre błękitne spojrzenie. Kroczyła na samym przedzie, tuż przed rodzicami. Wszyscy byli z niej tacy dumni. Wzorowa uczennica, jako pierwsza na roku zapanowała nad swoim umysłem, jako pierwsza w historii w wieku siedmiu lat potrafiła prawidłowo korzystać ze swojej Zdolności, jako pierwsza ze swojego roku zatańczyła na słynnym Balu Przesilenia, została trzykrotnie miss szkoły... Dużo by tego wymieniać. Przy każdym spotkaniu rodzinnym wysłuchiwałam jaka to Ircia cudna. Aż niedobrze się robi.
Już wolałam słuchać o Kacprze i jego dokonaniach sportowych czy Tince i jej talencie artystycznym. O mnie praktycznie nigdy nie było mowy. Jestem środkowym dzieckiem. Irena jest najstarsza, tuż po niej jest Kacper, potem ja, Tinka i najmłodszy jest półroczny Wiktor. Nie zostałam specjalnie obdarowana. Oprócz Zdolności raczej niczym specjalnym się nie odznaczałam. Zwykła, wysoka i koścista szesnastolatka...
- Patrzcie, punktualna się znalazła - usłyszałam tuż przed sobą. Tina wskazywała niską, czarnowłosą dziewczynę.
Szczerze mówiąc ja wolałam jej nie drażnić. Mimo jej niezbyt imponującego wyglądu jej Talent i Zdolności były niesamowite. Na roku wszyscy robili z niej popychadło, nie chcieli by czuła się silna. Bali się. Zawsze mnie to śmieszyło - gdy człowiek boi się człowieka stara się go zastraszyć. To ludzka logika...
- Tak, jak zwykle w swoim przecudnym płaszczyku - zaśmiała się Irena. - Dana, bejbi, ile lat ona już w nim chodzi?
- Cztery - odparłam, zadyszana.
- Serio? - prychnął Kacper. - To szmata nie płaszcz. Dlaczego ona nadal w tym chodzi? Nie może kupić sobie czegoś nowego?
- Widać jej nie stać - syknęłam mama, zarzucając kasztanowymi włosami. - Plebs.
Zbliżaliśmy się do peronu. Zobaczyłam przestrach na twarzy dziewczyny. Strasznie jej współczułam, jednak solidarność rodzinna kazała mi prychnąć na nią, gdy tylko podeszłam dostatecznie blisko by usłyszała.
Od razu się odsunęła, robiąc nam dużo więcej miejsca niż potrzeba.
- Te, Maryśka, nie potrzeba ci nowej szmaty? Ta już jest chyba wystarczająco wyszarpana, możesz nią ewentualnie wypolerować nam podłogi... Może chcesz tak dorobić? - zasyczał Kacper w stronę czarnowłosej dziewczyny. Cała rodzina ryknęła śmiechem. Ja także zmusiłam się do chamskiego chichotu.
Maryśka skuliła się i usunęła na koniec peronu.
A mnie zrobiło się potwornie głupio.
________________________________________
Mam nadzieję, że się podoba *.* Bo się napracowałam nad tym rozdzialikiem ;>
Proszę o szczere opinie... Każde słowo się liczy!
Jak znajdziecie jakieś błędy - też piszcie! c;
Czekam na słowa miłe i te krytyczne :D
Pozdrawiam!
Wasza Cupcake.
PS Dedyk dla moich kochanych AAlexy, Hermioniji ;***