- Masz wszystko, kochanie? - zapytała z przesłodzonym uśmieszkiem dorosła ciemnowłosa kobieta.
- Tak, mamo - odparła pokornie siedmioletnia dziewczynka, trzymająca za rączkę walizkę wielkości jej samej.
- Dobrze. To idź. Zaraz autobus podjedzie.
Ciemnowłosa dziewczynka wybiegła z domu, bez pożegnania, ze łzami w oczach. Nie wiedziała kiedy i czy w ogóle kiedykolwiek wróci w swoje rodzinne strony. Wszystko przez małą wpadkę w kuchni. Ale ona przecież tego nie zrobiła! No bo jak niby...?
***
MARIA
Potwornie tu zimno - pomyślałam, próbując szczelniej otulić się starym, obdartym płaszczem. Zerknęłam na zegarek. - Tyle lat minęło a pociąg nadal się spóźnia... Tu naprawdę nic się nie zmienia!
Wiatr niemiłosiernie targał moimi włosami. Jako że jestem kim jestem są one dość charakterystyczne. Od urodzenia są niesamowicie gęste i nad wyraz ciemne. Co więcej, urodziłam się z kilkoma pasemkami koloru moich oczu. Nie byłoby to takie dziwne, gdyby były czarne czy brązowe. Moje jednak są wyraziście chabrowe. Doskonale pamiętam, jak mama mi to tłumaczyła...
Siedziałam wtedy na małym, fioletowym, plastikowym krzesełku przy niewielkim, żółtym stoliczku, jedząc jakąś kaszkę z różowego talerzyczka. Miałam może trzy latka. Na nogach za duże kapcie mamy, na głowie jej słomiany kapelusz. Bawiłam się w restaurację. Kiedy zanurzyłam zieloną łyżeczkę w kaszce, wpadł do niej chabrowy kosmyk moich włosów.
- Mamuniu... Dlaciego ja mam takie kolioliowe włośki?
- Bo... Kochanie... To... Po tatusiu. Tatuś też miał takie. Tak. To po tatusiu.
Z zadowoleniem przyklasnęłam. Wierzyłam we wszystkie bajeczki o tacie. Nie znalazłam go. Wiedzę czerpałam właśnie z opowieści mamy.
- Tatuś się z takimi uliodził?
- Yyyy... Tak kochanie - uśmiechnęła się do mnie. - A teraz proszę szanownej pani, rachuneczek.
- Dobzie, ile płacę?
Mama zawsze potrafiła skutecznie odwrócić moją uwagę. Sprytnie zmieniała temat, albo kazała mi coś przynieść... Byłam mała i głupia, dlatego tego nie zauważałam.
Kiedy jednak moja Zdolność dała o sobie znać nie mogła dłużej udawać. Powiedziała mi w końcu prawie całą prawdę, którą zatajała przede mną całe siedem lat. Nie wiem po co to robiła, skoro znała zasadę: "z ojca na córkę, z matki na syna", dzięki której nasz Gatunek trwa.
Na peronie było cicho i pusto. Miałam czas, by wszystko sobie przemyśleć. Jak co roku przed odjazdem. Zawsze byłam za wcześnie a pociąg spóźniał się. Za każdym razem to samo...
Nie było miejsca by usiąść (chyba że lubi się siedzieć na popękanych, brudnych, zakrwawionych i obdrapanych ławeczkach), no ewentualnie w powietrzu, co jednak zwróciłoby uwagę nielicznych przechodniów, a o tym nie marzyłam.
Rozglądałam się po okolicy w nadziei, że zaraz przyjdzie ktoś taki jak ja i stanie obok mnie. Jak zwykle jednak nikomu się nie spieszyło. A podobno świat teraz tak strasznie pędzi...
Las otaczający "dworzec" był gęsty i nieprzenikniony. Mogę się założyć, że mieszkają tam wilkołaki i centaury! Ciekawość zawsze ciągnęła mnie, by się tam rozejrzeć jednak powstrzymywał mnie rozsądek i strach. Obiecałam sobie, że kiedy skończę szkołę i będę całkowicie panowała nad Zdolnością, wybiorę się pozwiedzać te intrygujące miejsce.
Wodziłam wzrokiem po linii lasu, kiedy dojrzałam kilka zbliżających się w moją stronę postaci. Przypominały cienie. Wiedziałam jednak, kto idzie. Nie dało się ich z nikim pomylić.
Błagałam jednak, żeby był to ktoś inny.
***
Daniela
Szłam dumnym, równym krokiem. Starałam się, jednak potwornie ciężko było nadążyć za moim starszym bratem, dwoma siostrami i rodzicami. Wszyscy mieliśmy kasztanowe włosy i przenikliwe szare oczy. Jedynie Irena była inna. Miała długie blond włosy i chytre błękitne spojrzenie. Kroczyła na samym przedzie, tuż przed rodzicami. Wszyscy byli z niej tacy dumni. Wzorowa uczennica, jako pierwsza na roku zapanowała nad swoim umysłem, jako pierwsza w historii w wieku siedmiu lat potrafiła prawidłowo korzystać ze swojej Zdolności, jako pierwsza ze swojego roku zatańczyła na słynnym Balu Przesilenia, została trzykrotnie miss szkoły... Dużo by tego wymieniać. Przy każdym spotkaniu rodzinnym wysłuchiwałam jaka to Ircia cudna. Aż niedobrze się robi.
Już wolałam słuchać o Kacprze i jego dokonaniach sportowych czy Tince i jej talencie artystycznym. O mnie praktycznie nigdy nie było mowy. Jestem środkowym dzieckiem. Irena jest najstarsza, tuż po niej jest Kacper, potem ja, Tinka i najmłodszy jest półroczny Wiktor. Nie zostałam specjalnie obdarowana. Oprócz Zdolności raczej niczym specjalnym się nie odznaczałam. Zwykła, wysoka i koścista szesnastolatka...
- Patrzcie, punktualna się znalazła - usłyszałam tuż przed sobą. Tina wskazywała niską, czarnowłosą dziewczynę.
Szczerze mówiąc ja wolałam jej nie drażnić. Mimo jej niezbyt imponującego wyglądu jej Talent i Zdolności były niesamowite. Na roku wszyscy robili z niej popychadło, nie chcieli by czuła się silna. Bali się. Zawsze mnie to śmieszyło - gdy człowiek boi się człowieka stara się go zastraszyć. To ludzka logika...
- Tak, jak zwykle w swoim przecudnym płaszczyku - zaśmiała się Irena. - Dana, bejbi, ile lat ona już w nim chodzi?
- Cztery - odparłam, zadyszana.
- Serio? - prychnął Kacper. - To szmata nie płaszcz. Dlaczego ona nadal w tym chodzi? Nie może kupić sobie czegoś nowego?
- Widać jej nie stać - syknęłam mama, zarzucając kasztanowymi włosami. - Plebs.
Zbliżaliśmy się do peronu. Zobaczyłam przestrach na twarzy dziewczyny. Strasznie jej współczułam, jednak solidarność rodzinna kazała mi prychnąć na nią, gdy tylko podeszłam dostatecznie blisko by usłyszała.
Od razu się odsunęła, robiąc nam dużo więcej miejsca niż potrzeba.
- Te, Maryśka, nie potrzeba ci nowej szmaty? Ta już jest chyba wystarczająco wyszarpana, możesz nią ewentualnie wypolerować nam podłogi... Może chcesz tak dorobić? - zasyczał Kacper w stronę czarnowłosej dziewczyny. Cała rodzina ryknęła śmiechem. Ja także zmusiłam się do chamskiego chichotu.
Maryśka skuliła się i usunęła na koniec peronu.
A mnie zrobiło się potwornie głupio.
________________________________________
Mam nadzieję, że się podoba *.* Bo się napracowałam nad tym rozdzialikiem ;>
Proszę o szczere opinie... Każde słowo się liczy!
Jak znajdziecie jakieś błędy - też piszcie! c;
Czekam na słowa miłe i te krytyczne :D
Pozdrawiam!
Wasza Cupcake.
PS Dedyk dla moich kochanych AAlexy, Hermioniji ;***
I znów pierwsza... ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe, nawet bardzo, ale widać nutkę inspiracji choć jest to całkiem nowa i inna historia.
Ciekawi mnie dlaczego ławki są zakrwawione?!
Ale polecam, bo ciekawe. ;) Co najmniej narazie takie jest ;)
Buziaki,
~~ littlegraybutterfly ~~
Inspirację i nawiązania zawsze się znajdzie ;) Myślę, że tylko Tworcy Antyczni itp mogą uważać, że wymyślili coś nowego i teraz wszyscy od nich czerpią :D
UsuńCo do ławek - a kto tam wie, co się wyprawia na takich dworcach, praktycznie opuszczonych? ;p
Cieszę się, że Cię nie nudzi (przynajmniej na razie xD)
Buziale ;***
Twoja Cupcake.